czwartek, 27 czerwca 2013

pada

w Norge pada... właściwie od początku lata. oraz zimno nieco.
co nie ułatwia życia.
choć nogi w jeziorze znowu pomoczyliśmy, niektórzy nawet łącznie z butami (bo zabawka dziewczynce odpłynęła i wymagała natychmiastowego odratowania), to były to chwilowe oraz jednorazowe okoliczności i pogoda słaba.
boli głowa, goli błowa, obłowa.

co się dzieje?
1. Maciek wreszcie zarejestrowany, po (kolejnych) dwóch miesiącach oczekiwania, co jest absolutnie świetne
2. wydział przedszkolny przysłał pismo, że nasza aplikacja do przedszkola wpłynęła, i teraz trzeba czekać. Bo nabór regularny jest do 1 marca. trzeba było biec do urzędu zaraz po przylocie, żeby to człowiek wiedziała. chodzą słuchy, że skoro ja jestem zarejestrowana jako osoba poszukująca pracy, to niby powinno wpłynąć na to, że miejsce w przedszkolu się znajdzie. ale pewnie trzeba to wychodzić, która to perspektywa mnie nie porywa, choć nieubłaganie się zbliża.
3. zarejestrowanie w NAV (czyli urzędzie pracy) poskutkowało tym, że dostaję mejlem oraz listem zwykłym oferty związane z wykształceniem (głównie praca w przedszkolu, na ten moment życia przeze mnie akceptowana), wszystkie w języku norsk. postanowiłam odpowiadać na nie w języku lengłidż, choć na razie nie przekułam tego w czyn, bo co wtedy z pacholęciem począć. 

no i takie zagadki w kółko, oraz sprzężenia zwrotne, błędne koła.

kolejne spotkanie z Polką, mieszkającą tu od ćwierć wieku, i kolejne opowieści - o postrzeganiu Polaków jako "tych, którzy podłogę robili u mnie albo u sąsiadki"; o dzielnicy Ammerud (części Grorud), w której nieświadomie mieszkam, a podobno opinię ma niedobrą, jako miejsce zamieszkałe głównie przez imigrantki/imigrantów; o Polonii w Oslo; o rynku pracy dla wykształciuch(ów) - wieje grozą ;)

no i jak ma głowa nie boleć, no jak?

piątek, 14 czerwca 2013

100 lat praw wyborczych dla Norweżek

dowiedziałam się właśnie, że przegapiłam ważną rocznicę - 11 czerwca 2013 roku minęło 100 lat od ustanowienia praw wyborczych dla kobiet w Norwegii ... a zatem kilka lat wcześniej niż w Polsce.
W 1915 roku miały miejsce pierwsze wybory parlamentarne, w których udział wzięły Norweżki.


tu o tym wydarzeniu pisze MojaNorwegia.pl, za co należy im się szacun, pomimo strongmenów i tap madl (vide poprzedni wpis).

A propos, dostałam wiadomość (pisownia oryginalna):

"Czy to ,że próbuję Cię zaczepić jest złe? "

Nadal myślę, co odpisać, i czy jestem zdecydowana zadzierzgnąć taką znajomość. Choć osobisty małżonek namawia, o zgrozo. chyba nie może się doczekać kolejnych błyskotliwych zaczepek. może potrzebuje inspiracji? 

wracając do praw wyborczych Norweżek, jak donosi strona Ambasady Norwegii w Polsce, trwa Tydzień Sufrażystek, a w listopadzie duża konferencja, trzeba się zaktywizować :)

Tak o jubileuszu pisze Ambasada, a tu strona www rocznicowa oraz motyw herstoryczny - Cztery Wielkie Norweżki.

i, jeśli dobrze rozumiem, spacery są organizowane po mieście w tym wątku... pozdrawiam Fundację Przestrzeń Kobiet, choć w języku norweskim to chyba oszalałabym.

na koniec, za stroną Ambasady, dwa interesujące cytaty:

"Gdy cudzoziemcy pytają mnie, co stoi za norweską silną gospodarką, odpowiadam, że to nie nasza ropa, ale nasze kobiety.”  (przemówienie przewodniczącego norweskiego parlamentu Daga Terje Andersena, 10.12.2011)
„…największymi zdobyczami, jakie dany kraj może osiągnąć – zarówno politycznie, jak
i gospodarczo – jest awans społeczny kobiet, zapewnienie im równych szans, możliwości i opieki zdrowotnej oraz zwiększenie ich aktywnego udziału w życiu zawodowym.
” (wystąpienie Premiera Jensa Stoltenberga na otwarciu Rady Gospodarczej i Społecznej ONZ, 3.07.2003)

chwilowy kłopot

chwilowy kłopot mam, żeby pisać o Norwegii z entuzjazmem. a przyznam, że w momencie zakładania bloga taki miałam plan :) kłopot wynika z różnych czynników:
- skończyłam szkołę i szkolenia w Polsce, więc już nie mogę udawać, że jestem gdzieś pomiędzy, nad Bałtykiem - trzeba się zacząć ustawiać tutaj na dobre, ukorzeniać;
- docierają do mnie różne plotki związane z tym, jak trudno jest znaleźć tu pracę umysłową, związaną z polskim wykształceniem - to jednak w dużej mierze raj dla osób o niskich kwalifikacjach, tudzież dla osób, które chcą wykonywać różne prace fizyczne wymagające konkretnych umiejętności - gdybym wybrała fryzjerstwo łamane przez manicure, pewnie byłoby mi łatwiej;
- język, język, język, uczę się sama, co nie jest łatwe, szczególnie kiedy ma się pod opieką czterolatka-jak-on-urósł. im dalej w las, tym więcej drzew oczywiście - tu o języku mówię - i jest trudniej, a nie łatwiej, i wciąż nie ogarniam melodii języka, za mało okazji do kontaktu z nim;
- czterolatek-jak-on-urósł wciąż czeka na spotkanie rejestrujące, choć okazało się dwa dni temu, tradycyjnie przez przypadek i "z głupia frant", że można go zgłosić do przedszkola bez tego numeru - weszłam do urzędu gminy i otrzymałam taką informację. próba protestu "ale przecież próbowałam rejestrować przez stronę internetową, pojawiała się informacja, że musi być numer personalny" spotkała się ze stoickim spokojem i odpowiedzią "no tak, przez stronę się nie da, musi pani złożyć papierowy formularz"... no bo po co pisać o tym na stronie (np. w tym komunikacie, który wyskakuje jako reakcja na brak numeru). więc mielę w ustach różne brzydkie słowa i dzisiaj, po zgromadzeniu podpisów rodzicielskich, zanoszę formularz;
- zarejestrowałam się jako osoba poszukująca pracy w Norge, dużo musiałam wyjaśniać, na czym zarządzanie projektami polega oraz że nie jestem trenerką gimnastyki :) no ale poszukiwanie pracy w kontekście opieki nad czterolatkiem-jak-on-urósł jest skazane raczej na niemożliwość;
- życie w Norge jest naprawdę drogie, zwłaszcza dla 3-osobowej rodziny, co komplikuje różne plany odkopywania się z "sami-wiecie-czego" - ehhh;
- i chyba w mojej głowie dzieje się coś, co nazywane jest "szokiem kulturowym", drugą fazą związaną z emigracją, zwaną też stresem akulturacyjnym. nie wiem, na ile to możliwe w kontekście dość małego kontaktu z samą kulturą norweską, ale zdecydowanie skończył się "miesiąc miodowy", czyli zachwyt oraz bezdech :/ 
znajome psycholożki międzykulturowe pocieszają, że to mija - czekam niecierpliwie :)

piszę to wszystko, żeby było szczerze.
oraz żeby dać sobie przyzwolenie na to, że może być trudno w takich okolicznościach. i że to wyzwanie, a nie wakacje :)

to jeszcze nie jest stres demobilizujący, staram się robić małe kroczki, budować sieć kontaktów (szczęśliwie sporo osób ma różne inne znajome osoby w Norwegii).
Są osoby, które o mnie myślą w tym kontekście i podsyłają różne pomysły/kontakty/inspiracje i za to wielkie, publiczne, dziękuję (S. mieszka w Norwegii już kilka lat, napisz do niej... mam kuzynkę w Bergen... byłam na konferencji i rozmawiałam z badaczką, wspomniałam o Tobie... cudowne :*)

Ale też generalną mam refleksję dotyczącą tego, że nie wiem, jak poznać osoby podobne do mnie, np. Polki i Polaków o podobnych poglądach, zainteresowaniach, z żyłką społecznż... zarejestrowałam się w portalu przeznaczonym dla Polek i Polaków, gdzie osoby często zamieszczają zdjęcia rodem ze strongmenów i tap madl. uśmiałam się, choć gorzko. bo to jakaś dziura niczym rów mariański. nie wiem nawet, czy nisza... a Wy wiecie?

Osoby bliskie (pod różnymi względami) proszę, żeby nie martwiły się tym wyznaniem, raczej wspierały oraz dopingowały :) nie oznacza ono, że spakuję powrotne walizki.
bo w centrum Oslo napisano tak:


  

Kon-Tiki 2

Wybraliśmy się do Muzeum Kon-Tiki, zgodnie z zapowiedziami... pierwsze wrażenie było dziwne, ponieważ powitała nas tratwa z papirusu, zdecydowanie nie ta, o której ostatnio tyle pisałam :) okazuje się, że Muzeum potocznie reklamowane jako Kon-Tiki, jest także Muzeum związanym z innymi wyprawami Thora Heyerahla, który w latach 70. postanowił pływać na wielkich tratwach z trzciny/papirusu właśnie - Ra (była zatonęła po jakimś czasie) oraz Ra II (była dopłynęła do miejsca przeznaczenia, tj.  na Barbados).

Ambasada Norwegii w Polsce o wyprawach

W każdym razie już w drugiej sali czekała nagroda, oryginalna tratwa Kon-Tiki! Impressive... spędzić na tym 100 dni/w 6 chłopa/w pełnym morzu... trzeba było być super-zdeterminowanym :)

W gablotce był też Oskar za dokument o wyprawie - opisany ostatnio.

Kilka fotek