piątek, 17 października 2014

o opiece medycznej

to znowu napiszę mojego kawałek nieregularnika.

bo czasem to bym chciała pisać, ale o życiu, o polityce, o tym, co mnie denerwuje, a co mi się podoba, o tym, co mi leży na wątrobie, a co na nerce. ale niby miało być o Norwegii. i jeszcze nie wiadomo, kto przeczyta, może znowu jakieś trolle norweskie hejtujące nienawistne. 

u nas wiele się zmienia, teraz już na blogu można. 
jeg er gravid :) czyli że w ciąży jestem, o czym sporo osób czytających mojego bloga już wie. 

no i te okoliczności powodują, że otworzyły się przede mną nowe drzwi - opieka medyczna nad ciężarnymi kobietami w Norwegii. powiem szczerze, że po maksymalnej medykalizacji ciąży, której doświadczyłam w Polsce lat temu kilka, kompletne wyluzowanie norweskiej służby zdrowia w tym temacie wprowadza mnie w lekką konsternację. konsternacja jest słodko-gorzka, bo wynikają z tej różnorodności rzeczy ułatwiające życie oraz takie, które trochę przerażają. 

ale po kolei...
1. ciążę prowadzi lekarz rodzinny (ten sam, który zajmuje się naszymi - dorosłych i dzieci -anginami) oraz położna, funkcjonująca w Helsestasjon (czyli taka nasza "Poradnia dla dzieci zdrowych"), w zasadzie nadzieja na spotkanie ginekologa czy ginekolożki żadna. no i to jest różnica zdecydowana. jak dowiedziałam się od położnej, mam prawo zdecydować, z kim chcę się spotykać (spotykam się raz w miesiącu, na zmianę z lekarzem i położną).
2. pierwsza wizyta "ciążowa" odbywa się dopiero po zakończeniu 12. tygodnia ciąży (a zatem po pierwszym trymestrze). motywacja taka, że jeśli ciąża ma się utrzymać, utrzyma się bez ingerencji medycznej. a jeśli jest za słaba, żeby się utrzymać, jej sztuczne podtrzymywanie nie jest uzasadnione. ma być naturalnie. znajoma położna mówiła mi, że z medycznego punktu widzenia takie podejście jest zdrowsze, bo podtrzymywanie ciąż skutkuje często wcześniactwem. z punktu widzenia ludzkiego - mam trochę wątpliwości, szczególnie w przypadku sytuacji, gdzie na ciążę czeka się długo i niecierpliwie.
no i to stoi w pewnej sprzeczności z wczesną diagnostyką wad wrodzonych płodu - z jedne strony prawo do aborcji, z drugiej - brak możliwości ich zdiagnozowania bez prywatnej wizyty u prywatnego ginekologa. dodatkowo dowiedziałam się, że tzw. USG genetyczne (badania wykonywane w Polsce - odpłatnie lub w ramach NFZ w wybranych przypadkach) uważa się tu za nieetyczne - w kontekście decyzji o przerwaniu ciąży. no nie wiem, tematu nie zgłębiłam, ale zaskoczyło mnie to mocno. 
w naszym przypadku wystąpiły w rzeczonym okresie wakacje w Polsce, a że zestarzałam się w międzyczasie do wieku 35. lat, otrzymałam skierowanie na bezpłatne USG genetyczne, które byłam wykonałam. więc trochę obeszłam norweski system, bo jednak lubię wiedzieć, co się dzieje :)
3. lekarz, zakładając kartę ciąży, wysyła zgłoszenie do "rejonowego" szpitala, który to pisze list z zaproszeniem na USG w okolicach połowy ciąży. list otrzymałam, na USG pojechałam, tam dowiedziałam się, że będzie to moje jedyne USG w czasie ciąży (w Polsce w tym czasie przysługiwałoby mi kolejne USG 3D, również w ramach NFZ, oraz pewnie takie zwykłe, podczas wizyt u lekarza).
4. w szpitalu okazało się też, że w związku z pobieraniem krwi poza krajami skandynawskimi (czego się dopuściłam podczas wizyty w PL), jestem w grupie ryzyka osób zakażonych wirusem MRSA, czyli gronkowcem, i na tę okoliczność również jestem zobowiązana się przebadać. no i tu jednak smrodek dyskryminacyjny poczułam, ponieważ nie wydaje mi się, żeby polskie standardy związane z zachowaniem higieny i sterylności podczas krwi pobierania odbiegały jakoś szczególnie od standardów norweskich. no ale nie ma ""zmiłuj", trzeba się badać. 
5. po wizytach u lekarza otrzymuję listy, jeśli okazuje się, że powinnam przyjmować jakieś leki, po żadne wyniki nie trzeba chodzić, ani drugi raz do lekarza też nie. właśnie dzisiaj otrzymałam list, że trzeba witaminy jakieś pobrać, i że lekarz wysłał już e-receptę do apteki, gdzie mogę je wykupić :) no to jest zdecydowanie łatwiejsze rozwiązanie, oszczędzające czas i pieniądze wszystkich zainteresowanych.
6. wizyta u położnej, na razie jedna, była po prostu cudowna. dawno nie miałam poczucia, że ktoś pracujący w służbie zdrowia ma dla mnie tyle czasu, jest zainteresowana/y tym, co mam do powiedzenia, troszczy się i interesuje. dostałam różne broszurki, jedną dość grubą "kalendarz ciąży", z różnymi informacjami, reklamami też, ale ważne, że jest ona dwustronna - dla mamy i dla taty. w części dla mamy opisano zmiany rozwojowe płodu, a także zmiany w ciele kobiety, w podziale na tygodnie. w części dla taty - informacje na tematy bardzo różne, o urlopach ojcowskich (wkrótce post na ten temat),  o tym, dlaczego warto, by dziecko miało rodzeństwo, o wspieraniu partnerki, o porodzie. w każdym tygodniu również ryciny i informacja o rozmiarach i wadze płodu.
bardzo włączające rozwiązanie, muszę powiedzieć. duży plus!
poza tym położna rozmawiała ze mną dużo o diecie, o emocjach (dowiedziałam się o metodzie badania nastroju ciężarnych oraz kobiet w połogu, Edynburskiej Skali Depresji Poporodowej). 
7. a dzisiaj byłam na badaniu krzywej cukrowej, które pozornie miało wyglądać tak samo jak w Polsce, czyli dzień rozpoczęty wyśmienitym drinkiem z glukozy i wody (przy czym w tym kraju glukozę zapewnia laboratorium), a potem dwie godziny oczekiwania, jak się "toto" wchłonie. a tu niespodzianka... po wypiciu zaprowadzono mnie do małego pokoiku, gdzie już leżakowały trzy osoby i na mnie też czekało miejsce - rozkładany fotel, podnóżek, koc, gazety... co spowodowało, że w norweskim laboratorium ucięłam sobie znakomitą drzemkę :) przestrzeń niewielka, ale dobrze wentylowana, było mi cudownie wszystko jedno, a dwie godziny na glukozowym haju i fizycznym głodzie minęły jak z bicza strzeliła. 


   
8. nie pamiętam, czy już to kiedyś pisałam, ale tutaj za każdą wizytę dorosłej osoby się płaci, ok. 200 koron, co jest tzw. wkładem własnym (jeśli w ciągu roku przekroczysz 2000 koron, przestajesz płacić). a opieka nad dziećmi oraz prowadzenie ciąży jest całkowicie bezpłatne. 

dobrze, to tyle na razie nowości ciążowych, nowości życiowe kiedy indziej.