środa, 20 czerwca 2018

z życia pedagożki

wiecie, czerwiec to taki miesiąc, kiedy dociera do mnie z całą mocą, jak bardzo tymczasowa relacyjnie jest praca w przedszkolu, na jak krótką chwilę tak naprawdę spotykamy się z dziećmi... to mój trzeci czerwiec, w tym roku jakoś szczególnie bolesny, bo mimo kontynuacji pracy jako pedagożka wspierająca żegnam się ze wszystkimi "moimi" dziećmi i żegnam się też z przedszkolem, w którym pracowałam codziennie przez ostatnie miesiące. dostałam taką wiadomość, że po wakacjach wracam/nie wracam, w każdym razie pracuję w innym miejscu, nagle okazuje się, że jeszcze tylko dwa tygodnie, tydzień, aaaaaaaaaaa, jeszcze tylko 3 dni robocze.

a to znaczy, że jeszcze tylko 3 razy zobaczę cudownego chłopca, z którym spędzałam ostatnio 20 godzin w tygodniu, próbując zagłębić się w jego świat, znaleźć punkty styczne, imitując dźwięki przez niego wydawane, łapiąc urywki kontaktu wzrokowego, produkując zabawki i kombinując, jakby tu jeszcze ćwiczyć wspólną uwagę. walcząc o jego realne włączenie do grupy oraz uwzględnianie specjalnych potrzeb, kiedy innym się nie chciało. i ta myśl, że on nie zrozumie pożegnania, albo zrozumie na swój sposób, łamie mi serce.

i jeszcze tylko dwa spotkania z fantastyczną, rezolutną dziewczynką, od której sporo się nauczyłam, którą wspierałam w poznawaniu języka norweskiego, z którą wyprodukowałam dwie książki oraz wysłuchałam wielu wariacji na temat znanych bajek. dla której uczyłam się piosenek z Vaiany w dwóch językach. która zawojuje norweską szkołę, a potem cały świat, jestem o tym przekonana.
i ta trzecia dziewczynka (last but not least), którą każda sytuacja społeczna wiele kosztuje, kosiarka przeraża, za to uwielbia tańczyć i wspinać się na ściankę, coraz więcej mówi i przestała bardzo często płakać. która mnóstwo żartuje, kiedy czuje się bezpiecznie, i obdarza człowieka najwspanialszym uśmiechem.

i jeszcze ponad setka innych dzieci, które wypowiadają i wykrzykują "Gosia" na milion różnych sposobów, składają mi życzenia "Eid Mubarak", pękają z dumy, kiedy spotykamy się w sklepie czy na ulicy, obejmują tymi małymi, chudymi rączkami, czasem lepkimi albo pachnącymi makrelą w pomidorach.

kocham ich wszystkich, naprawdę... 

PS: to mój wpis w grupie "Pracujemy w norweskim przedszkolu", którą administruję. tam zakończony rozpaczliwym "jak sobie z tym radzicie?". ale jest taki z brzucha i bardzo, że postanowiłam puścić szerzej.