piątek, 14 lutego 2014

... i o życiu

... dla osób ciekawych, co u nas. 

1. młodzież oczywiście znowu przeziębiona. skoro matka już zdrowa, to wystarczy. czyli można zająć się młodzieżą w godzinach 8:00-22:00. słynne "siedzenie w domu" mnie osobiście doprowadza do szału/białej gorączki/furii (niepotrzebne skreślić)

2. reorganizacja mieszkaniowa, dwa pokoje podzielone pokoleniowo, pokój dziecięcy zaczął przypominać pokój dziecięcy, a nie wielkie legowisko, pracujemy jeszcze nad tym, żeby zabawki również stacjonowały głównie tam (na razie bez powodzenia - pozdrowienia dla wszystkich rodziców :) )

3. bardzo pracowite (nie)pracowanie, szczególnie w związku z działalnością w Towarzystwie Edukacji Antydyskryminacyjnej, albowiem przyznano nam dotację na projekt, którego koncepcję współtworzyłam, i którego realizację będę współkoordynować. dotacja z Funduszy EOG, czyli m.in. norweskich (nomen omen). a do tego operuje dotacjami Fundacja Batorego, najbardziej przyjazna organizacjom, jaką znam (i nie smaruję tutaj, o nie, po prostu różne mam doświadczenia w zarządzaniu projektami. dobre praktyki trzeba nagłaśniać i chwalić, ot co!). od 1 marca praca zdalna, choć stawka polska, więc nie może być to praca jedyna niestety :) ale mam już w planie różne tutaj partnerstwa, wnioseczki, współpracy nawiązywanie...

4. seeeeeria spotkań z osobami różnymi, które są w Oslo od dawna, albo wpadają co jakiś czas, albo wpadły na krótko - rozmowy o możliwościach pracy/współpracy, wolontariacie, potrzebach Polek, potrzebach polskich rodzin, badaniach socjologicznych. osadzam się i sieciuję, i to jest bardzo przyjemne.

5. otrzymałam dzisiaj taką wiadomość: Ditt Norskkurs starter 17 februar. Vennligst møt opp i rom 311, 3 etg. kl. 1245. Velkommen! 
(Twój kurs języka norweskiego zaczyna się 17 lutego... zapraszamy!)
a zatem ruszam na poważnie z nauką nowego języka. w związku z tym, że szkoda czasu, jednak inwestuję w naukę, wybrałam poziom A2 (czyli absolutne podstawy zrobiłam już sama), i biorę się za swoje norweskie życie na serio :)
kurs trwa 3 tygodnie, 4 x w tygodniu po 4 godziny, po zakończeniu zobowiązuję się napisać posta po norwesku (krótkiego!) :) uprzejmie zatem proszę wszystkie siły mające na to wpływ, żeby dziecko było ZDROWE (albowiem małżon ostatnio bardzo intensywnie pracuje, baaaardzo. szczegółów nie będzie, bo może inspekcja pracy czyta).
książki nowe mam (bo wydania pożyczone przeterminowane o jedyne 10 lat, czego szkoła nie zniesła), i wypieki też z przejęcia.

6. razem z koleżanką zapisałyśmy się do biblioteki publicznej, najgłówniejszej w Oslo (Deichmanske bibliotek), którą teraz intensywnie eksploruję - głównie dział dziecięcy oraz trochę dział polski. i książki, i bajki, i audiobooki, można 20 sztuk wypożyczyć, więc trochę ciężko, ale duuużo radości. i ta radość wynika z dwóch rzeczy:
- zagłębiania się w język/kulturę norweską, np. dowiedziałam się, że Kubuś Puchatek to po norwesku Ole Brumm, Nusia ma na imię Gitte (Nusia z książek Piji Lindenbaum, wydawanej w Polsce przez "Zakamarki", zresztą Igor z książki "Igor i lalki" też imię ma inne, ale nie nauczyłam się jeszcze). wypożyczyłam też dzisiaj pozycję "Norweskie bajki ludowe" w dwóch językach, zobaczymy, co to :)
- buszowania po polskich rzeczach do których miałam dotrzeć, ale nie dotarłam, np. dzisiaj popołudniu Edyta Jungowska czytała nam "Dzieci z Bullerbyn", wcześniej ja czytałam Mackowi (i sobie) wznowione wydanie książeczek z serii "Poczytaj mi, mamo".

Z działu dla dorosłych na razie pobrałam Orianę Fallaci (która jednak źle mi robi na moje antydyskryminacyjne korzenie), oraz dwie pozycje o wychowywaniu dzieci (w tym "Bajki terapeutyczne", wiele razy widziane w Polsce, ale genderowo tak nieznośne - tata za gazetą, chłopiec musi być odważny, mama utulająca, że już oddałam, z silnym postanowieniem poszukania albo napisania lepszych). o tym genderze obiecuję napisać wkrótce, bo poseł Kempa i poseł Pawłowicz do spółki z księdzem Oko herezje opowiadają, doprawdy HEREZJE.

7. aaaaa, i na nartach byłam, po kolejnej 4-letniej przerwie. wspaniale. ciało pamięta. choć narty mam takie jakby passe. ale ośrodek zacny, 9 km przyzwoitych bardzo tras i różnorodnych, świetnie przygotowanych, a najważniejsze, że można dojechać miejskim autobusem :) szkółka narciarska mi się przypomniała, i potem śniła.

osoby spragnione zdjęć uprzejmie proszę o jeszcze odrobinę cierpliwości, nadal bez stałego łącza żyjemy, do tego telefon umiera, parę zdjęć na facebooku zaistniało, a tu kiedyś nadejdą.

- a jak tam pogoda u Was?
- ano, panie, zima. ale zima z odwilżą od dwóch tygodni. co napada, to topnieje. choć w mojej dzielnicy znacznie wolniej niż w centrumie ścisłym. czekam na mróz.

a, i na koniec specjalne pozdrowienia dla Pana Dziadka i Pani Przyszywanej Babci, bo doszły mnie słuchy, że mojego bloga Państwo czytają :)

no, to tyle na razie... jak w polskim filmie... nic się nie dzieje ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz