piątek, 14 lutego 2014

formalnie...

... pozostawanie poza rynkiem pracy jest bardzo pracowite jednak... 

czas i okazja, żeby pozakańczać i poodkręcać różne sprawy urzędowe w Polsce. 

1. postanowiłam uporządkować sprawy w urzędzie skarbowym. moje trudne pytania ("ile dokładnie jestem wam jeszcze winna?") wzbudziły popłoch w księgowości, pan poborca podatkowy (który nie jest z księgowości) mówi, że pani księgowa taka mniej inteligentna (choć sam mówi "weszłem do pokoju") - cholera, własnie sobie uświadomiłam, że nie zareagowałam. no w każdym razie licząąą...

2. a tymczasem w sądzie... na początku listopada złożyliśmy pewien wniosek do pewnego sądu, żeby załatwić pewną sprawę. poprosiliśmy o termin rozprawy około świąt/nowego roku tudzież wskazaliśmy termin w połowie stycznia (jedno z nas na rozprawie musi się "wstawić", albowiem chodzi o małoletniego Macieja A.). 5 lutego zadzwoniłam do sądu dopytać, czy coś wiadomo oraz czy wnioseczek aby nie zaginął (bo terminy już wszystkie był znikły) i uzyskałam informację, że już w połowie stycznia wysłano do nas pismo, że mamy do wniosku donieść kopię pewnego dokumentu (który zresztą leży w tym samym sądzie w innym wydziale, a sygnatura akt z nim związanych była podana na rzeczonym listopadowym wniosku). zadzwoniłam więc do siostry dyżurnej, czyli rodzonej siostry zaopatrzonej we wszelkie pełnomocnictwa niezbędne, czy aby ta poczta nie dotarła. a siostra dyżurna mówi, że list jest, ona ma pełnomocnictwo, owszem, ale na poczcie polskiej, a teraz obsługę sądów i prokuratur przejął inpost, który bez pełnomocnictwa poczty nie wyda. zaklęłam szpetnie, albowiem czytałam o tej zmianie i nawet się uśmiałam, że poczta straciła monopol, ale nie spodziewałam się, że uderzy to we mnie osobiście. ponowny telefon do sądu zaskutkował przedyktowaniem nowej sygnatury nowych akt oraz ponownym przeczytaniem treści pisma (to odbyła się dyskusja, czym jest "potwierdzona kopia" dokumentu - pani zapytana, czy o potwierdzenie notarialne chodzi, powiedziała, że ona nie wie, pani sędzia tak napisała, i ona tylko czyta), i informacją, że tę potwierdzoną kopię można złożyć bez odbiory pisma. no ale już wezwania na rozprawę bez obioru się nie odbierze, z tego, co wiem. może się zatem okazać, że będziemy musieli polecieć do naszej drogiej, wspaniałej, najlepszej matczyzny, zdobytej krwią i blizną, ustanowić pełnomocnictwa nowe. extra, nie?

3. do ZUS-u na razie boję się zadzwonić, bo już mi raz odmówiono rozliczenia konta ze względu na konieczność sprawdzenia cośtam, cośtam, i było to chyba rok temu. cały czas sprawdzają. choć chciałabym bardzo odpępowić się już od polskiej instytucji ubezpieczeń społecznych, zwłaszcza, że na horyzoncie umowa cywilnoprawna, i topienie kasy w marmurach urzędów jest nieprzyjemną perspektywą.

4. do księgowej zadzwoniłam. trochę pogadałyśmy o księgowości, bo Trenergis (moja firemka, mikrob biznesu, jak mówi koleżanka), przechodzi w stan uśpienia dłuższegojak się okazało, głównie na "ploteczki" - dzięki temu już wiem, czemu Zimbardo uruchamia inicjatywę swoją na Nikiszowcu. wiem, ale nie powiem... 

5. jest jeszcze kilka spraw, o których publicznie już nie napiszę, ale naprawdę, można spędzić wiele długich minut/godzin, usiłując ogarnąć własną rzeczywistość. 

Żeby jednak nie pozostawić niesmaku w osobach co do polskich urzędów, jeszcze jedna anegdotka z urzędu norweskiego: w tym samym listopadzie złożyliśmy w tutejszym NAVie (kombinat urzędu pracy i ZUS-u) wniosek o pomoc ekonomiczną - takie tutaj plotki, że wspierają, bla bla bla, a my z jedną pensją, we troje. liczba załączników koniecznych do zgromadzenia przyprawiała o zawrót głowy, ale postanowiłam zacisnąć zęby i dać radę. i pismo przewodnie napisałam, szczegółowo opisując naszą sytuację oraz potrzebę czasowego wsparcia. dobrze, że drukarka i ksero dostępne w rzeczonym urzędzie, naprawdę było to w sumie kilka-kilkanaście godzin pracy. 
wynik? odmowa. 
powód? wyliczając nasze dochody/wydatki/potrzeby, wzięto pod uwagę miesiąc (jeden z trzech ostatnich, których dotyczyła dokumentacja), w którym przyszedł zwrot podatku (jednorazowy ofkors, i potrzebny, żeby wyrównać pożyczki, szczerze mówiąc), i ten własnie zwrot podatku wskazano jako furę kasy, która zostaje nam na życie, rozrywki, uciechy i balety. 
rezultat?
drugi raz mi się nie chce tego wszystkiego od nowa robić. 
i pewnie o to chodziło. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz