wtorek, 9 sierpnia 2016

"niegrzeczne" dziecko

długo zastanawiałam się, czy pisać tego posta. bo to trudne. a z drugiej strony to tak ogromna część mojego/naszego życia, że przemilczanie tego jest półprawdą. a z trzeciej strony może to komuś pomoże. może komuś coś uświadomi. może powstrzyma od ocen. 

nasz syn, Maciek, ma 7 lat. i bardzo często się złości. wybucha. krzyczy. bije, kopie. wścieka się. z powodów, które mogą wydawać się błahe. czasem dzień to ciąg mniejszych i większych wybuchów złości. czasem to bardzo często. nigdy nie wiem, co spowoduje kolejny wybuch. próbuję antycypować, łagodzić, szukać postępów, obracać w żart, pomijać milczeniem, zmieniać temat, rozmawiać. coś czasem działa. częściej nic. bardzo krótki loncik. 

od początku starałam się przywiązywać dużą wagę do emocji - mówienia o nich, nazywania, uświadamiania sobie. on to potrafi. ale to nie pomaga mu kontrolować wybuchów złości, i idącej za nimi agresji. 

od początku reagowałam na bicie, popychanie, naruszanie granic innych osób. grzecznie, acz stanowczo. 

od początku starałam się budować bliską, rozmawiającą relację z synem.

piszę o tym, bo obejrzałam ostatnio spot o akceptacji różnic, akceptacji zachowań niezwykłych, które na pierwszy rzut oka budzą niechęć czy oburzenie. o chłopcu, który zrzuca rzeczy z półki w sklepie, o zaburzeniu zachowania i diagnozie, której nie widać. 
niezależnie od tego, czy dostaniemy kiedykolwiek jakąś diagnozę, w tym chłopcu, zachowującym się nieadekwatnie - oczywiście wg standardów społeczeństwa - zobaczyłam mojego syna. w kobiecie, która gromiła go spojrzeniem - mnóstwo ludzi znanych i nieznanych.

piszę o tym, bo od lat doświadczam oceny - ze strony różnych osób z rodziny, ze strony znajomych i nieznajomych. osoba ze starszego pokolenia wyśmiała mnie kiedyś "co z ciebie za pedagog? jakoś te twoje metody nie działają!". osoby współkupujące udzielały mi rad wychowawczych w sklepie spożywczym i przed nim, a na grzeczny protest odpowiadały na przykład "muszę pani pomóc, bo pani sobie nie radzi". znajoma powiedziała "jesteś psycholożką! musisz dać sobie z tym radę", a potem dodała "on nie może cię bić, bo jak tak będzie, to będzie potem bił kobiety". myślę, że niewiele jest gorszych rzeczy, które matka, wykształciucha, feministka chce usłyszeć. a to tylko parę wyimków.

piszę, bo jestem matką "niegrzecznego dziecka". bo bywam oskarżana o słynne bezstresowe wychowanie, o głupie teorie właśnie, o pobłażanie, niereagowanie, nieadekwatność. bo mówię, że nie wolno bić dzieci. bo nigdy nie krzyczę publicznie i nie poniżam. choć niestety w domu krzyczeć mi się zdarza, z totalnej bezsilności. 

piszę o tym, bo jestem psycholożką, ale nie znam się na psychologii dziecięcej, a poza tym jestem w środku tej sytuacji, w oku cyklonu, że tak się wyrażę. dlaczego od okulistki nikt nie oczekuje, że sama zoperuje sobie oko?

piszę o tym, bo dostaję rady wychowawcze. niechciane, powierzchowne, z cyklu "mądrości ludowych".

piszę o tym, bo słucham raniących komentarzy. 

piszę o tym, bo z różnych form spędzania czasu rezygnuję - bardzo rzadko jeździmy do miasta, bo wiem, że to będzie udręka. już więcej nie pójdziemy do muzeum, w którym nie wolno dotykać bardzo drogich eksponatów, bo to duży stres. nie idę na spotkanie z innymi matkami emigrantkami, bo boję się, że nie zapanuję nad synem, a one będą na to patrzyły. i będą rozumiały, co on do mnie mówi. a czasem nie przebiera w słowach, mimo, że zbudował sobie wyzwiska z różnych wyrywkowych tekstów, nigdy wyzwiska nie były kierowane do niego. i znowu ktoś nas oceni. 

piszę to, bo mój syn bije. jest już silny. wystarczająco silny, żeby jego bicie bolało. w domu bije mnie. opanowuję coraz to nowe chwyty i blokady, ale jest to super trudne. i boli nieznośnie wielowymiarowo. 

piszę o tym, bo to po prostu dziecko. ze swoimi dziecięcymi zachowaniami, ze swoim nieuregulowaniem, ze swoim procesem uczenia się i rozwoju. ale to też po prostu człowiek - ze swoim temperamentem, doświadczeniami, osobowością, reaktywnością. 

piszę o tym, bo to człowiek, który ma 7 lat. na koncie życie w domu z długami i stresami, wyjazd taty na 8 miesięcy, przeprowadzkę do innego kraju, mieszkanie w komunie z rodzicami i innymi dorosłymi, rozpoczęcie przedszkola, w którym wszyscy mówią w obcym języku, i dwa lata w przedszkolu bez opanowania języka, narodziny siostry, w międzyczasie dwie przeprowadzki, rozpoczęcie szkoły (ze słabym językiem), zmiana szkoły. dużo jak na tak młodą osobę, prawda?

piszę o tym, bo głęboko wierzę, że jego zachowanie jest wyrazem cierpienia. wyrazem niemożności poradzenia sobie z sytuacją, z odmową, z przegraną, ze zmianą planów, z sytuacją budzenia albo konieczności mycia zębów. niestety, czasem mam wrażenie, że chodzi o wszystko, co nie jest oglądaniem bajki i jedzeniem czekolady. i to jest trudne, i tak łatwo wtedy wypaść z tego swojego przekonania.

piszę o tym, bo nie mam gotowych odpowiedzi, bo stale szukam. rodzicielstwo bliskości. porozumienie bez przemocy. dobra relacja. co zamist kar i nagród. jak żyć bez szantażu (nie umiem). bo na dodatek nie we wszystkim zgadzamy się z tatą dziecka - w kontekście reagowania, zachowywania się, potrzeb dziecka i naszych.   

piszę o tym, bo bardzo trudno jest znaleźć fachowe wsparcie na emigracji. z jednej strony jest szkoła i osoby, które mówią "Maciek dzisiaj kogoś uderzył, rozmawialiśmy z nim, porozmawiaj też, jakoś damy sobie razem z tym radę". ale są też osoby, które obiecały działać i zawiodły. jest organizacja, która udziela wsparcia w języku norweskim. jest polska psycholożka, na którą mnie nie stać absolutnie. jest mejl w roboczych i próby umówienia się na skajpa, które na razie nie wypaliły. 

piszę o tym, bo pani ze świetlicy wspomniała przed wakacjami, że musimy się tym zająć i przycisnąć szkołę, bo są dzieci, które nie chcą się z moim synem bawić. i to powoduje, że pęka mi serce. 

piszę o tym, bo Maciek często mówi mi, że bardzo się stara opanować złość. stara się, żeby nie przejęła kontroli. bo nie wie, dlaczego znowu krzyknął albo uderzył. 

piszę o tym, bo czuję ulgę, że jesteśmy w innym kraju, w którym dzieci są ważne, akceptowane ze wszystkim, z czym przychodzą. i nikt nigdy nie spojrzał na mnie krzywo z powodu zachowania moich dzieci. 

piszę o tym, bo bardzo się wstydzę, że nie możemy tego ogarnąć.

piszę o tym, bo można sobie z tego całego wysiłku związanego z macierzyństwem żartować, drzeć łacha, pisać lekko i zabawnie. a tak naprawdę nie jest ani lekko, ani zabawnie. i nie można tak po prostu wyjść i trzasnąć drzwiami. bo to ten niezwykły rodzaj zobowiązania, które podjęło się na całe życie, nie wiedząc tak do końca, jak to będzie. i nie można się tak po prostu wycofać, bo jest trudno. trzeba walczyć. 

piszę o tym, bo już nie mam siły nie pisać.  

piszę o tym, bo mam ten zasób, którym jest świadomość, umiejętność wejścia na metapoziom, umiejętność opisania swoich refleksji. choć czasem ta świadomość mi szkodzi, męczy, nie daje spać. 

piszę o tym i proszę, nie oceniajcie dzieci i ich rodziców po jednym spotkaniu, na podstawie jednej sytuacji. w ogóle nie oceniajcie. ale nie formułujcie sądów i przekonań, bo nie wiecie, jaki mieli poranek, jakie mają doświadczenie, z czym się borykają każdego, każdego, każdego dnia. 

piszę o tym, bo bardzo Cię kocham, Synku. bo głęboko wierzę, że damy sobie z tym radę. z tym demonem, z tym wyzwaniem, z tym, że nam teraz trudno. bo powiedziałeś mi wczoraj "mamo, kocham cię jak stąd do końca świata, tam gdzie już nic nie ma, i tak nieskończoną ilość razy" <3 

13 komentarzy:

  1. <3 razy milion,wysyłam tony ciepła jak stąd tam setki razy!

    OdpowiedzUsuń
  2. <3 razy milion,wysyłam tony ciepła jak stąd tam setki razy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam.Przeczytalam Pani artykuł i rozumie Panią doskonale chyba najbardziej jak można bo sama jestem pedagogiem specjalnym i psychologiem....I mam takiego syna 8 latka .
    Zmienialiśmy juz trzy razy szkole.
    Kocham go najbardziej na swiecie i pytam codziennie siebie i Boga-gdzie popełniłam błąd?
    Znam wszystkie mechanizmy ale kiedy w grę wchodzą emocje to nie pamięta sie reguł.
    Pozdrawiam serdecznie i solidaryzuje sie z całego serca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo dziękuję za wiadomość i trzymam kciuki. wyobrażam sobie, że konieczność zmiany szkoły to duża rzecz.
      i proszę pamiętać - to nie jest Pani wina, to nie są Pani błędy, to nie jest takie proste... pozdrawiam i trzymam kciuki

      Usuń
  4. Łza mi sie zakreciła, bo ja podobne emocje i rozterki przeżywam z pięciolatkiem. Próbuję szukać przyczyn, szukam rozwiązań. Przyczyn mam już cały katalog, rozwiązań mniej. Siły i spokoju dla Was!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maja, eh, nie wiedziałam. wciąż sobie wyobrażam, że wszystkim innym idzie lepiej. życzę Ci dużo siły takoż i pozdro!

      Usuń
  5. Za niespełna rok mam dołączyć z dziećmi do męża do Norwegii. Z 4 letnim synem są problemy w kwestii właśnie zachowania. Bywa agresywny w stosunku do dzieci. Ciągle słucham skarg. I w zasadzie nie mam pomocy tylko ciągle oskarżenia i wyrzuty. Mam rozumieć że w Norwegii jest to inaczej postrzegane i nie bede potepiana jako rodzic? Ciesze się, że napisałaś ten tekst. Życzę ci wszystkiego dobrego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej, przepraszam, że odpisuję dopiero teraz (przegapiłam moderację komentarzy). ale piszę z dobrą wiadomością - tak, będzie dobrze. tak, otrzymacie wsparcie - Twój syn, i Ty. Z Polski mam takie samo doświadczenie - wyrzuty, oceny, dyscyplinowanie Maćka, nawet przez obce osoby w sklepie. Tutaj - nigdy. A jeśli ktoś coś powiedział w podobnym stylu, prawie zawsze pochodził z Polski. Pracuję też w przedszkolu i widzę, jak to wygląda od strony pracownic i pracowników. My pracujemy nad tym, jak wesprzeć dziecko, które w taki sposób wyraża emocje, które tak przeżywa złość. Prowadzimy obserwację, do jednego z dzieci przychodzi dodatkowa pedagożka kilka razy w tygodniu. W zasadzie nie rozmawiamy o rodzicach jako źródle problemu albo osobach wyłącznie odpowiedzialnych. Będzie Ci tu dobrze, może już nie czekaj? :) Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  6. Mnie dlatego irytuje stereotyp, że dzieciom to tak łatwo wszystko przychodzi - przeprowadzka, nauka języka,phi! Co to dla nich. Moja córka nie pamięta życia w Polsce, ale miała bardzo dużo trudności z językiem. Przychodziła do domu z płaczem że nikt jej nie rozumie, to musi być dla nich bardzo trudne :(

    OdpowiedzUsuń