wtorek, 9 sierpnia 2016

wyrzuty sumienia

nic tak nie rozwija wyrzutów sumienia, jak macierzyństwo. kiedyś miałam wyrzuty sumienia, bo się nie douczyłam na egzamin. spałam do jedenastej. pokłóciłam się z jakąś inną dorosłą osobą. wtedy jeszcze nie wiedziałam, co to są wyrzuty sumienia, naprawdę. 

bo ostatnio doszłam do wniosku, że nie mogę się od wyrzutów sumienia opędzić. 

czy to śniadanie było pożywne i zdrowe? (oczywiście, że nie)
czemu znowu podniosłam głos?
dlaczego nie chce mi się bawić tymi ludzikami lego/dinozaurami/autkami?
czy nie za dużo patrzyłam w telefon? 
dlaczego znowu puściłam bajkę?
czy to aby dobrze, że on nie ma tableta? albo play station? on niby lepiej, bo nie gra, i to byłby (albo raczej będzie) hardkor. ale to go wyklucza. nie zna gier, nie nadąża, będzie z tyłu za kolegami, będą się z niego śmiać. 
czy to była dobra decyzja z tą przeprowadzką do Norwegii?
a w ogóle to po co my wzięliśmy ten kredyt hipoteczny? 
dlaczego cieszę się, gdy zasypiają?
co z tego, że mnie kopnął, nie umie kontrolować emocji, ja muszę umieć. jestem dorosła. 
czy on na pewno powinni oglądać "Park Jurajski" i "Gwiezdne wojny"?
czemu ona znowu chce ssać? czemu mnie to denerwuje? czy to dobrze, że ją odstawiłam? przecież ona teraz ząbkuje/ma opiekunkę/nie ma opiekunki/ma opiekunkę zastępczą/zaczyna przedszkole/ma katar/niepotrzebne skreślić. 
czy ja nie przesadzam z tą niechęcią do różowego?
czemu nie poszłam dzisiaj na spacer? znowu. 
czy na pewno powinnam dolewać gorącej wody do mleka, bo nie chciało mi się podgrzać.
czemu ona jeszcze śpi z nami? czemu jej nie przestawiliśmy?
czemu nie ma jeszcze kapci do przedszkola?
dlaczego zasypiają tak późno? 
skąd ten bałagan?
gdzie są czyste majtki? 
pizza z mrożonki?
nie powinien grać na moim telefonie, przecież miał nie grać, bo się denerwuje. 
czemu nie potrafię się tak zorganizować, żeby zagrać w szachy? 
znowu się zniecierpliwiłam...
czy on jest szczęśliwy? 
czemu odcięłam go od przyjaciółek i przyjaciół mówiących po polsku? czy było warto? i jak to zmierzyć?
czemu znowu nie było nas stać na wakacje?
czemu on jeszcze nie umie pływać tak jak X? przecież powinnam go uczyć/zapisać na kurs?
czemu on jeszcze nie jeździ na nartach tak jak Y? czemu nie mam kasy na wyciągi albo szkółkę?
borze szumiący, co ja znowu do niego powiedziałam? jak ja mogłam? co z tego, że byłam zdenerwowana? 
czemu mi źle, skoro mam zdrowe dzieci? muszę być szczęśliwa. 
i w ogóle ludzie mają większe problemy. 
tak nie wolno.
czemu ona się przewróciła, a ja jej nie złapałam?
moneta w buzi? 
klocki lego w rękach?
czemu nie mam oczu naokoło głowy?
czemu już nie chcę słyszeć kolejnego "mamoooo"?
czemu drażni mnie stukanie, pukanie, dmuchanie w moje ucho, chodzenie mi po głowie, łokcie w piersiach i brzuchu, szczypanie, drapanie?
czemu sobie nie radzę z dużym problemem? czemu jeszcze nie znalazłam wsparcia? 
czemu nie chce mi się już bawić, bo tyle czasu zajęła tzw. opieka? 
czemu znowu chcę być sama?
czemu znowu rano biegałam jak z pieprzem? 
czemu nie przygotowałam sobie/im ubrań wieczorem? 
czemu jestem tak słabo zorganizowana? 
czemu nie daję rady z 7.000 (słownie: siedmioma tysiącami) "nie" dziennie?
gdzie jest to moje rodzicielstwo bliskości? porozumienie bez przemocy? Agnieszka Stein i Jesper Juul? czemu nic nie działa? 
czemu oni chodzą tak późno spać?
czemu on nie je warzyw? a ona kanapek? 
czemu oni jedzą mięso?
czemu dzisiaj nie czytałam?
i czy to jest ok, że oni tak rzadko widzą rodzinę - babcie, ciocię, wujka? czy mam prawo im to robić? 

i tak w kółko. czasem to są pytania, czasem stwierdzenia. czasem znam odpowiedzi, czasem zupełnie nie. czasem potrafię się wyluzować, czasem w ogóle. czasem są to rzeczy tylko moje, czasem wspólne. czasem słyszę, jak przyjaciółka mówi mi "robisz to, jak tylko najlepiej potrafisz", a czasem tego nie słyszę, nie przyjmuję. czasem głaszczę się po głowie, a czasem mam do siebie pretensje, żale. czasem wyrzuty sumienia są krótkie, a czasem ciągną się w nieskończoność. czasem dotyczą małej sprawy, a czasem kumulują się w jedno wielkie poczucie nieudolności, niewydolności, nieadekwatności. 

pamiętam szkolenie kilka lat temu, rozwój własny, Warszawa, ja w niej z Maćkiem, dzięki koleżankom organizowana opieka, rozdzierający płacz 3-latka na odchodnym, rozdarcie między sobierzyństwem a macierzyństwem. i rezonowanie tego rozstania przez kilka godzin, a potem dni. wyrzuty sumienia oczywiście. i kolega, który przynosi mi w przerwie ulotkę z zaproszeniem na warsztat pn. "wystarczająco dobra matka". pamiętam do dziś. wraca. ze znakiem zapytania. bo z drugiej strony mnóstwo tych teorii, podejść, paradygmatów. że dziecko, że człowiek, że szacunek, dialog, partnerstwo, potrzeby, potrzeby, potrzeby. nie potrafię znaleźć równowagi. miotam się. wdrażam, najczęściej w myślach, późną nocą. a potem przychodzi poranek. potężne "nieeeee" i łokieć w żebro na dzień dobry. i wszystko trafia szlag. 

macierzyństwo. takie piękne. 



2 komentarze: