środa, 18 września 2019

co nowego? o szkole

No teraz to już pojechałam, przerwa od lutego.
Kilka zaczętych postów, ale napisać coś po tak dużym tekście, jak moja historia z barnevernet... okazało się, że mnie to trochę obezwładniło. 
Ale cieszę się, bo tekst żyje, bo za nim poszły teksty i spotkania w mediach ogólnopolskich, bo udało się przełamać tę jedynie słuszną narrację na temat norweskiej służby opieki nad dziećmi, a statystyki wejścia na bloga pokazały, że temat jest interesujący i ważny dla wielu osób. Poza tym uświadomiłam sobie, że dzięki tekstowi i wszystkim rozmowom wokół całkowicie pozbyłam się niepokoju dotyczącego barnevernet. Paradoksalnie temat przestał dla mnie istnieć, mam ważniejsze sprawy na głowie, dojechać na mecz, ogarnąć plecak na przedszkolną wycieczkę, poczytać jeszcze coś o spektrum autyzmu, uporządkować papiery, spotkać się na planszówki. Żyć po prostu. Wygląda to na jakąś znakomitą autoterapię, nieoczekiwany skutek uboczny zanurzenia się w temacie.

Tyle tytułem podsumowania, a teraz - co nowego o Norwegii? Dzisiaj o szkole :) 

Maciek jest uczniem 5. klasy. I pojawiła się jedna wspaniała nowość. Otóż w naszej szkole (nie wiem, jak jest gdzie indziej, ale sprawdzam) od 5. klasy pojawia się nowa aktywność, pod wdzięczną nazwą "aktywność fizyczna". Dwa razy w tygodniu pół godzinki przed lekcjami, i jeden raz po lekcjach, przez godzinę. Dzieci chodzą wtedy na krótką wycieczkę do lasu, grają w gry zespołowe, czasem na zewnątrz, czasem w sali gimnastycznej, generalnie ruszają się. I nie, nie dzieje się to zamiast wuefu, bo w planie lekcji mają tez raz w tygodniu regularny "gym". Czyli w sumie dzieciaki mają 4 godziny aktywności fizycznej w tygodniu. Myślę, że w dobie tabletów i plejstejszyn to jest szczególnie istotna inicjatywa. Mieliśmy zresztą zabawną sytuację, w skrócie ten fragment lekcji nazywa się fysak, więc Maciek przyszedł do domu i powiedział, że mają nowy przedmiot, fizykę. Matka, usiłując ukryć własne obrzydzenie do tego przedmiotu, niestety niewyleczone, wykrzyknęła "ale fajnie! to nauczycie się dużo o świecie, fizyka dotyczy wszystkiego, co dzieje się dookoła". rozmowa potoczyła się dalej, no i jednak wyszło na jaw, że to fizyka to rano, że coś tam o sali gimnastycznej, uśmiałam się. 

W związku z tym, że ostatnio w mediach społecznościowych sporo planów lekcji i memów typu "nie czekajcie z kolacją", napiszę, jak to wygląda u nas. Plan dla 10-latków.

(8:00 - 8:30 - aktywność fizyczna, 2x w tygodniu)
8:30 - 10:30 - lekcje (w tym pierwsze 15 minut na ciche czytanie wybranej książki, codziennie, później jest omawiany plan dnia)
10:30 - 11:30 - matpaka (czyli jedzenie) i długa przerwa (tak, dobrze widzicie, dzieci mają godzinę na odpoczynek, spokojne zjedzenie i przerwę na dworze. Godzinę!)
11:30 - 12:30 - lekcje
12:30 - 12:45 - krótka przerwa
12:45 - 13:45 - lekcje
(13:45 - 14:45 - aktywność fizyczna, 1x w tygodniu)

Przyznam, że ja jakoś nie przyglądałam się wcześniej tym godzinom szczególnie wnikliwie, dopiero w tym roku do mnie dotarło, jak mocno dba się w szkole o higienę ciała i umysłu, i jak przyjazny jest to układ. Plan dostajemy co dwa tygodnie, w nim rozpiska i cele edukacyjne w języku "ja". Zadania domowe z piątku na czwartek, w sumie na jakieś 45 minut roboty. Niektóre robi się bezpośrednio na szkolnym tablecie, niektóre trzeba napisać w zeszycie, a następnie zrobić zdjęcie i przesłać nauczycielce/nauczycielowi. Czasem zadania z matmy to 20 minut ćwiczeń na fajnej matematycznej stronie, a z angielskiego - przejrzenie testów kompetencji z poprzednich lat i omówienie z rodzicami strategii na pracę na teście w tym roku. 

Postanowiłam zrobić też statystykę, ile godzin z poszczególnych przedmiotów ma moje dziecko w 5. klasie i oto wynik (wszystko podane w godzinach zegarowych):
- język norweski -  5 godzin
- matematyka - 3 godziny
- język angielski - 2 godziny
- przyroda - biologia, fizyka, chemia - 2 godziny
- wiedza o społeczeństwie (tam trochę historii) - 2 godziny
- KRLE - chrześcijaństwo, religie, światopogląd, etyka - 1 godzina (albo właściwie jeszcze jedna na zmianę z godziną klasową, taki tu mam slash, i nie wiem, co znaczy :) )
- sztuka i prace ręczne - 2 godziny
- muzyka - 2 godziny
- godzina klasowa - 1 godzina. 

Dobrze to wygląda, tak sobie myślę. 
Trochę myślę znowu czasem o powrocie do Polski, ale... no jak? jak zrobić to własnym dzieciom? 
Pozostaje tęsknota. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz