wtorek, 3 września 2013

rodzicielstwo bliskości

a teraz coś z pozornie innej beczki... choć doświadczenie przedszkolne wskazuje, że jednak podobne tematy wokół mnie krążą ostatnio.

kilka miesięcy temu moja przyjaciółka G. zaczęła opowiadać mi o rodzicielstwie bliskości. początkowo nastawiona byłam ostrożnie, poddawałam w wątpliwość proponowaną w jego ramach uwagę niewartościującą, czyli rezygnację z kar i nagród na rzecz towarzyszenia dziecku w różnych sytuacjach życiowych, okazywania zrozumienia
i akcpetacji dla różnych emocji... teraz wiem, że uczepiłam się wówczas pewnej powierzchowności, łatwej do uchwycenia wątpliwości. bo przecież na psychologii mnie uczono, jak ważna jest motywacja, oraz na pedagogice dokładano. a podczas pracy
w poradni i obserwacji starszych stażem koleżanek, kiedy tylko pojawiała się osoba sprawiająca trudności wychowawcze, czy może rodzic mający trudności wychowawcze, padało sakramentalne "czy w domu funkcjonuje KONSEKWENTNY system kar i nagród?".


ale gadałyśmy z G., gadałyśmy, opowiadała o webinariach na ten temat (piszę o nich poniżej),
o zaskoczeniu, o tym, że jakies zachowanie dziecka się wyjaśniło, a co do innego pojawiła się nowa hipoteza. w ramach noclegu podczytywałam książkę G.
o rodzicielstwie bliskości, w efekcie czego w prezencie otrzymałam własną... czytam, sprawdzam, nazywam... i bardzo mi to wszystko pasuje.


tu o rodzicielstwie bliskości, naturalnym rodzicielstwie, rodzicielstwie opartym na więzi, piszą współautorki strony "Dzikie dzieci", Agnieszka Stein i Małgorzata Strzelecka.

Agnieszka Stein napisała także książkę "Dziecko z bliska", postanowiłam wstawić tu cytat:

Rodzicielstwo bliskości nie jest na pewno metodą wychowawczą ani zbiorem metod, ani znakiem towarowym. To bardziej pewna filozofia i styl życia:
  • sposób patrzenia na dzieci, dorosłych i relacje między nimi, oparty na szacunku
    i zaufaniu,
  • sposób rozumienia tego, czym jest rozwój i skąd bierze się potrzebna do niego energia,
  • podejście, w którym ważna jest ekologia tego, co robią rodzice, a więc szukanie równowagi i rozpoczynanie wszystkiego od własnego rozwoju, (...)
  • bardziej bycie tu i teraz, bycie z dzieckiem niż kształtowanie dziecka, (...)
  • ostrożność wobec stereotypów, które narodziły się w naszej kulturze - pewna dyscyplina w patrzeniu na dziecko i reagowaniu na jego zachowanie,
  • pewien zbiór narzędzi, jakich można użyć do tego, żeby lepiej rozumieć dziecko, mieć
    z nim lepszą relację, pomagać mu w zaspokajaniu jego potrzeb, wspierać je
    w radzeniu sobie z emocjami i nabywaniu nowych umiejętności, lepiej radzić sobie
    z własnymi emocjami i zaspokajać własne potrzeby.
Rodzicielstwo bliskości to ciekawość.

(Agnieszka Stein, Dziecko z bliska. Zbuduj szczęśliwą relację, Wydawnictwo Mamania, Warszawa 2012, s. 21-22)

czytając te słowa, czuję się tak, jakby ktoś nazywał te wartości, takie podejście, które jest dla mnie w relacji z Maćkiem ważne, choć może realizacja bywa mocno niedoskonała. 
przyszło mi do głowy, że czuję się tak, jak 12 lat temu, kiedy dowiedziałam się, czym jest feminizm, równość płci, i okazało się, że to idea i język, które pozwalają mi nazwać moje poglądy, rozumienie świata, to, co dla mnie ważne. Nie od razu wiedziałam, że przyjdzie mi się z tego tłumaczyć przez całe życie.

po drugim kontakcie z rodzicielstwem bliskości i kilku rozmowach z różnymi znajomymi okazało się, że będzie tu podobnie jak z tym feminizmem.
ja mówię "to propozycja rezygnacji z kar i nagród, wygaszania motywacji zewnętrznej, sytuacji,
w których dziecko robi coś tylko dla nagrody albo w celu uniknięcia kary, na rzecz motywacji wewnętrznej"

a osoby słyszą "co?! to jest to całe bezstresowe wychowanie! i potem nie da się dziecka ogarnąć,
i szaleje, i myśli, że mu wszystko wolno"

"jak  to bez kar? muszą być jakieś zasady!"
"bez nagród? to nie można kupować słodyczy? nigdy?"

tak, zasady, granice ustala się z dzieckiem. to nie oznacza bezstresowego wychowania (które zresztą jest niemożliwym do realizacji konceptem, moim zdaniem). zresztą sam proces rozwoju wystarczająco dużo napięć rodzi w międzyczasie, stres i tak jest.
ta koncepcja nie oznacza, że rezygnujemy ze wszystkich życiowych przyjemności - oznacza, że przyjemności są same w sobie istotne, nie występują jako nagroda powiązana z jakimś osiągnięciem, wydarzeniem, "grzecznością". 


te reakcje mnie zaskoczyły... pozostawiały mało miejsca na dyskusję... zezłościłam się... a potem pomyślałam, że jednak moja pierwsza reakcja była chyba podobna, mogła być podobnie trudna dla G. Dużo mam teraz rozkmin na temat tego, jak traktujemy dzieci jako dorośli, czego oczekujemy, jak nazywamy różne zachowania, definiujemy sytuacje, interpretujemy, co jest "grzeczne", a co "niegrzeczne". jak używamy siły, żeby wymusić posłuszeństwo - siły psychicznej, przewagi, tonu,
a czasem siły fizycznej. i jakie to jest smutne. ale też jak mocno w naszej kulturze zakorzeniony jest model karania i nagradzania (a czasem nawet karania i braku kary - co samo w sobie ma już być nagrodą). czysty behawioryzm, psy Pawłowa i szczury Watsona. sami nie chcielibyśmy być tak traktowani...

wczoraj, podczas webinarium, napisałam, że chcę sprawdzić, jak zadziała rezygnacja z kar
i nagród, że się nad tym zastanawiam. Agnieszka Stein powiedziała "rezygnuj, nie zastanawiaj się. każda kara i każda nagroda oddala nas od współpracy z dzieckiem". o matko i córko...


to wszystko bardzo składa mi się z podejściem antydyskryminacyjnym, równościowym, prawo-człowieczym, demokratycznym, zachęcaniem do współdecydowania, wsłuchiwaniem się w potrzeby, towarzyszeniem osobie w rozwoju. 
ciekawe, czy to jest to, co widziałam dzisiaj w norweskim przedszkolu...

G., dziękuję Ci za inspirację :) i za cierpliwość...

parę słów na temat techniki: wzięłam udział w dwóch webinariach, poświęconych poczuciu własnej wartości oraz potrzebom dziecka i dorosłych. dla niewtajemniczonych (ja jeszcze miesiąc temu nie byłam): webinarium oznacza rodzaj seminarium/krótkiego szkolenia, realizowanego przez internet. osoba prowadząca nadaje w trybie audio, omawiając prezentację, osoby uczestniczące, jeśli mają pytania, czatują pisemnie, a OP odpowiada, komentuje, dopytuje, czasem zadaje pytania czy daje krótkie zadania. Oba webinaria prowadziła wspominana już Agnieszka Stein,
a organizowała
 Izabela Lenkiewicz, prowadząca Internetowy Klub Mam. Od razu uspokoję, że nie linkuję, bo mam jakiś interes. Linkuję, bo te dwa wirtualne spotkania były naprawdę świetnej jakości. 
Udział w 2-godzinnym spotkaniu kosztuje 20 zł i są to dobrze zainwestowane pieniądze :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz