piątek, 29 lipca 2016

aktywizacja zawodowa

dziś ostatni dzień tzw. urlopu, ojciec wzięli dzieci du lasu, więc szybciutko jeszcze opiszę nieco przykurzone wspomnienia z procesu aktywizacji zawodowej własnej na norweskim rynku pracy. 

co trzeba zrobić, żeby otrzymać wsparcie publiczne w ramach poszukiwania pracy - opisuję tutaj moje kroki i przygody, już wiem, że ogólne ramy wsparcia są totalnie szerokie, i że bardzo dużo zależy od człowieka, na którego się trafi. zbyt dużo, szczerze mówiąc. 

po pierwsze, rejestracja. zarejestrowałam się jako osoba poszukująca pracy w NAV (odpowiednik naszego urzędu pracy i ZUSu w jednym). rejestracja była osobista, ale można to podobno zrobić też przez internet. ważne, że nie jest to rejestr osób bezrobotnych, a poszukujących pracy, więc można być zarejestrowaną również wtedy, kiedy myśli się o zmianie pracy. 

po drugie, meldekort. co dwa tygodnie wysyłałam do NAV kartę meldunkową (meldekort) z informacją o mojej sytuacji - hiper ważne, zaniedbanie tego obowiązku skutkuje wykreśleniem z rejestru, co udało mi się przeoczyć przy mojej pierwszej rejestracji, trzy lata temu.

po trzecie, język. trzeba, trzeba, trzeba uczyć się języka norweskiego - Polkom i Polakom jako osobom z UE nie przysługują żadne darmowe kursy językowe (takie kursy otrzymują różne grupy narodowościowe i etniczne, których przybycie do Norwegii wiąże się z uchodźctwem. i tak, uważam, że to jest sprawiedliwe). no więc absolutnie koniecznie trzeba się uczyć -przed przyjazdem do Norwegii, tuż po przyjeździe, wykorzystywać każdą wolną chwilę i możliwość, żeby poznać ten język (który nie jest taki trudny, naprawdę. napiszę kiedyś, jak uczyłam się ja). zwłaszcza, że wyraźnie widać, że napływ imigrantek i imigrantów powoduje, że wyśrubowano standardy dotyczące znajomości języka i z samym językiem angielskim trudno jest znaleźć pracę umysłową czy związaną z zawodem wyuczonym/wykonywanym w Polsce. choćbyśmy nie wiem, jakimi ekspertkami i specjalistami były/byli (jak ja, z długim życiorysem zawodowym).

po czwarte, czynnik X :) do tej pory nie wiem, dlaczego dostałam zaproszenie na kurs finansowany przez NAV. być może stało się to dlatego, że jako rodzina z niskim dochodem staraliśmy się (i otrzymaliśmy) krótkoterminową pomoc ekonomiczną* (także z NAV), i uznano, że jednak warta jestem aktywizacji ;) 

po piąte, kurs. przyznano mi miejsce na kursie dla osób polskojęzycznych. to są długo już prowadzone kursy w Norwegii, które kiedyś podobno były kursami w języku polskim, w tej chwili prowadzone są przez pary polsko-norweskie, i prawie cały czas po norwesku. z założenia nie jest to kurs języka norweskiego, ale kurs poruszania się po rynku pracy i osadzający w kulturze i społeczeństwie norweskim. nigdy nie zaproszono mnie do ewaluacji kursu, a szkoda, bo mam sporo zastrzeżeń i obszarów do rozwoju, z perspektywy uczestniczki i trenerki (ale to na inną rozmowę). natomiast faktem jest, że dla mnie był to moment przełomowy, motywujący, wypychający ze strefy komfortu. musiałam zacząć znowu mówić po norwesku, poprawiłam swoje dokumenty aplikacyjne, wykułam na pamięć kilkanaście zdań prezentujących moją osobę (i przećwiczyłam wielokrotnie) i otrzymałam możliwość praktyki. kurs jest realizowany w taki sposób, że trwa 20 tygodni, teoretycznie to 12 tygodni teorii i 8 tygodni praktyki. jeżeli osoba biorąca udział w kursie ma prawo do zasiłku, w zasadzie nie może odmówić udziału. ja nie miałam takiego prawa, odmowa też byłaby źle widziana, poza tym byłam bardzo zainteresowana wyjściem z domu, i w związku z tym mogłam starać się o dodatek kursowy (tiltakspenger), czyli 355 koron za każdy dzień kursu (u nas w Polsce też jest takie stypendium, wypłacane osobom będącym na stażu z urzędu pracy, myślę, że wartość nabywcza tych pieniędzy jest porównywalna). jeśli osoba mieszka ponad 6 km od miejsca kursu, może starać się także o zwrot kosztów podróży. każda osoba, która ma dzieci, może ubiegać się o dwa rodzaje świadczeń: dodatek na dziecko (40 koron dziennie) oraz zwrot kosztów opieki (tu jestem od kwietnia w procesie, podobno to zwrot w wysokości ok. 60% wykazanych kosztów opieki nad dzieckiem, przedszkola, świetlicy szkolnej lub opiekunki/opiekuna). wracając do kursu, mimo tego teoretycznego podziału zapowiedziano nam, że celem będzie jak najszybsze wysłanie nas na praktykę, bo tam faktycznie nauczymy się zawodu i języka. w moim przypadku sprawa trwała 6 tygodni.

po szóste, praktyka. praktykę sobie wychodziłam, w pocie czoła (bardzo wówczas było gorąco). już jakiś czas temu założyłam, że w Norwegii chcę realizować się w pedagogicznej części mojego wykształcenia, czyli pracować w przedszkolu lub w okolicach szkoły. w tym celu też zdawałam egzaminy językowe, bo są one teraz wymogiem w obszarze edukacji. organizatorzy kursu (podwykonawca NAV) także szukają miejsc praktyk albo mają nawiązaną współpracę z firmami i instytucjami, natomiast w moim przypadku było to miejsce oddalone od miejsca zamieszkania o lata świetlne, dlatego - zmotywowana wizją super skomplikowanych poranków - postanowiłam znaleźć coś w okolicy. o tym, że trzeba chodzić i pokazywać się osobiście, słyszałam już wiele razy - od mojej ulubionej zaprzyjaźnionej doradczyni zawodowej, od koleżanek z Norwegii, które tak znalazły pracę, no i od prowadzących kurs. ale dopiero w ramach kursu ruszyłam. odwiedziłam kilkanaście przedszkoli, zataczając coraz szersze kręgi w stosunku do mojego miejsca zamieszkania i w jednym z nich udało mi się spotkać z dyrektorką, i zostać zaproszoną na krótką rozmowę - w czasie której z uśmiechem wyklepałam moją prezentację :D najważniejsze, że skutecznie - po 15 minutach dostałam informację, że mam tę praktykę. musiałam jeszcze poczekać na zaświadczenie o niekaralności (politiattest) i mogłam wyruszyć na spotkanie z przygodą :) i o tej przygodzie miał być post, a wyszło zupełnie o czymś innym. jak zwykle coś między strumieniem świadomości a poematem dygresyjnym. cała ja. 

po siódme jeszcze. praca. po dwóch tygodniach praktyki dostałam propozycję pracy. na razie na zastępstwo (vikariat). zaraz zaczynam :)


* dwa słowa ad. pomocy ekonomicznej, być może komuś się przyda. otóż wg przepisów taka pomoc przysługiwała naszej rodzinie, ponieważ po opłaceniu czynszu nasz dochód pozostawał poniżej granicy ca. 13.000 koron na 4 osoby. taka pomoc przyznawana jest na 3 miesiące, i ewentualnie odnawiana, i jest obwarowana różnymi zobowiązaniami (musieliśmy starać się o dopłatę do mieszkania w Norweskim Państwowym Banku Mieszkaniowym (aaaaa, tłumaczenie własne, po norwesku Husbanken) - odmowa ze względu na zbyt wysokie dochody, musieliśmy złożyć podanie o przedszkole dla Igi, wycenić wartość samochodu (bardzo starego i zgniłego), a ja dodatkowo musiałam udowodnić, że szukam pracy, i wykazać kontakt z co najmniej 10 pracodawcami miesięcznie). nie wszystko w tym procesie było sensowne z praktycznego punktu widzenia, np. poszukiwanie pracy mimo braku miejsca w przedszkolu - a nasze dochody wyraźnie wskazywały, że nie możemy wynająć opiekunki/opiekuna na czas szukania pracy czy konieczność pokrycia kosztów wyceny bardzo zgniłego samochodu, ale generalnie uważam, że te wymagania są mobilizujące i włos mi z głowy nie spadł. a pomoc nam się przydała. a, i przyznanie pomocy było poprzedzone spotkaniem osobistym z doradcą i tłumaczką opłaconą przez NAV, w którym zebrano dość dokładny wywiad nt. naszej sytuacji, moich planów itp. kluczowe moim zdaniem było to, że wyrażałam chęć podjęcia pracy, jak tylko będę miała opiekę nad niemowlą (wówczas miała ok. 8 miesięcy), że znałam już trochę język norweski, że miałam zdany egzamin pisemny Norskprøve, oraz egzamin ustny w planach (akurat wtedy przygotowywałam się do niego). byłam więc zmotywowana, aktywnie działałam na rzecz włączenia się do tego norweskiego rynku pracy, i to pewnie zostało gdzieś zapisane.  

1 komentarz: