piątek, 22 marca 2013

urzędniczo... urzędowo...


historii z numerem personalnym ciąg dalszy... 

w systemie zapisującym do przedszkoli wyskakuje, że bez numeru personalnego się nie da zapisać. ale że można z numerem tymczasowym (taki numer dostają np. osoby, które już mają pracę, żeby otrzymać kartę podatkową - czymkolwiek jest :) ) ale o tymczasowym numerze personalnym dla dzieci nikt w urzędach nie słyszał... a dzieci nie pracują, zatem nie potrzebują karty podatkowej.

dzisiaj odwiedziliśmy dwa kolejne urzędy, odsyłano nas od jednego do drugiego, w drugim spróbowano wysłać na drzewo, ale potem wypowiedziałam jakieś magiczne zdanie, które spowodowało, że pan nagle wydrukował inny numerek i wepchnął nas do kolejki następnej, gdzie zamiast rozmowy przy ladzie było rozmowa na siedząco w pokoiczku (wybaczcie zdrobnienie, ale ono oddaje gabaryty pomieszczenia, w którym zasiedliśmy). w skrócie chodzi o to, że jakoś niekompatybilne informacje i systemy tu funkcjonują, na nr tymczasowy dla Maćka musielibyśmy czekać miesiąc, a za miesiąc z hakiem to już jest ten 26 kwietnia, czyli spotkanie w sprawie właściwego numeru personalnego. więc z przedszkola na razie nici.
ale zabawna sytuacja, bo po dłuższej rozmowie po angielsku z urzędniczką w obecności innej urzędniczki, milczącej, owa milcząca ujawniła się jako Polka, która własnie odbywa praktyki zawodowe w związku z kursem na urzędniczkę państwową. i wówczas postanowiłam nie wychodzić z pokoju, dopóki nie dowiem się WSZYSTKIEGO :)

i np. przepytałam osobę na okoliczność urlopów rodzicielskich i co mi przysługuje oraz w jakich okolicznościach, a co mężu/ojcu i jak to się ma do pracy szkoleniowej w Polsce. nie będę tu w szczegóły wchodzić, ale jedna rzecz ubawiła mnie: gdybym nie pracowała w Norwegii, po rodzeniu dziecka otrzymałabym jednorazowy zasiłek w wysokości 35000NOK (przypomnę, kurs NOK to 0,55 PLN). więc kwota przyjemna. 
a poza tym Łukasz może iść na rodzicielski - na 38 tyg. i wtedy 100% zasiłku albo na 48 tyg. i wtedy 80% zasiłku - pod warunkiem, że ja wykażę, że pracuję tudzież kursuję się. 
co jest do udowodnienia.
nie, nie jestem w ciąży :)

niestety, generalna moja konstatacja po tych wycieczkach urzędowych jest taka, że osoby nie wiedzą różnych rzeczy albo nie chcą powiedzieć, albo wprowadzają w błąd, albo spławiają. trzeba się domagać, dobrze orientować, stawiać granice i dopytywać. i to jest nieco rozczarowujące. 

a na koniec smaczki piątkowe - pierwszy słowny - szukamy mebli na wtórnym rynku (dużo ludzi wydaje swoje nieużywane już przedmioty za friko), ostatnio pozyskaliśmy komódkę, ale poszukiwania z tłumaczem google obfitują w zabawne historie, bo np. można pozyskać następujący mebel "Sofa IKEA mrużąc 03/02 mandaty" :)

drugi smaczek fotograficzny - oto, co się u nas wyprawia :)










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz