czwartek, 28 lutego 2013

do siebie...

wczoraj odebraliśmy klucze i opuściliśmy dom B, przeprowadziliśmy się do domu C z rzeczami z domu B. następnie wróciliśmy do domu D, czyli do Kasi architektki, skąd dzisiaj pobieramy bieżące ciuchy, zabawki, szczoteczki do zębów, i zmierzamy na nocleg w nowym domu. 
Maciek wpadł w zachwyt, poukładał swoje zabawki częściowo, a częściowo porozsypywał. I pokrzykiwał "mój pokój! jaki piękny!"

pierwsze wrażenia: dom jest jasny, ciepły, czuję dobrą energię :) choć wszystko jest mniejsze niż na zdjęciach, nie wiem, co to za technika była.
ale i tak uśmiech nie schodził mi z twarzy, miałam ochotę zostać tam natychmiast, jakkolwiek byłaby nieracjonalna (ta ochota). Dziś umieszczamy cały dobytek oraz naszą trójkę w jednej lokalizacji, przenosimy się do siebie... do siebie... do siebie...

oprócz noclegu planujemy niewinne oblewanie, żeby się nie rozeschło ;) trudno nazwać je parapetówą, albowiem odnotowałam brak parapetów, ale na pewno damy radę :)

a potem będziemy myśleć, skąd wziąć dużą lodówkę (mała jest wbudowana na poddaszu), skąd wziąć pralkę, oraz naczynia jakieś... w związku z zabójczym depozytem oraz bankiem, który obiecał pożyczkę depozytową, a następnie nas wykiwał, będziemy w tym miesiącu jeść suchary i korzonki. Chyba, że ktoś bardzo chce przesłać paczkę żywnościową z Polski, przyjmiemy z radością ;) zmierzam do tego, że zdecydowanie tych wszystkich sprzętów nie możemy kupować. Czekam na wiosnę i tutejsze wyprzedaże szkolne, w ramach których niezwykłe zdobycze można wynaleźć, naczynia, sprzęty, fatałaszki. 

dużo miłych rzeczy, urządzanie, drobiazgi, łamanie bieli albo jej wzmacnianie, szukanie schowków, lubię to. 






1 komentarz: