pogłoski o śmierci mojego bloga okazały się przedwczesne...
w dniach 4-24 kwietnia przebywam bowiem w matczyźnie, która to angażuje mnie w szereg aktywności niepozostawiających czasu, energii, przestrzeni, mózgu, złudzeń po prostu, czy czego tam jeszcze potrzeba do pisania bloga.
kolejne 500 km, kolejny hotel, kolejne niespodzianki życiowe, wielka figura w Rio de Świebodzineiro, wielki mały detektyw realizujący konferencję prasową w tym samym hotelu, przemykający korytarzami, podobno miejscami w otoczeniu kominiarzy ;)
Maciejka przebywa ze mną w PL, w godzinach szczytu opiekę w ciągu 10 godzin obejmują 4 różne osoby, a ja próbuję to wszystko ogarnąć, co jak zwykle jest wysiłkiem z kategorii "wyzwanie".
ale i radostka z przyjemnostką, o której myślę o paru dni, i która kontekst zdecydowanie ma norweski :)
otóż Maciek ostatnio, chcąc przyciągnąć moją uwagę (a było to akurat strzałem w dziesiątkę), zupełnie niespodziewanie zaczął przemawiać po norwesku do mnie, co spowodowało problemy z utrzymaniem się na krześle.
Jeg heter Maciek. [jaj heter Maciek]
Jeg bor i Oslo. [jaj bor i oszlo]
Jeg vlbslohflzbsklfh fra Polen. [ jaj dljf;sldihlsgj fra Polen] (jeg kommer fra Polen)
zabawny to był moment, on zadowolony z siebie, ja zadowolona z niego i z siebie, bo do tej pory tylko powtarzanki były bezpośrednio po moim świeceniu przykładem.
zdarzało się natomiast wcześniej, że dziecię udawało, że mówi po norwesku, bleblając różne rzeczy do przypadkowo napotkanych osób w miejscach publicznych, zwykle Norwegów/Norweżek. jest już zatem świadomość, że w innym języku mówić trzeba, ale teraz jest to język, którego znajomość jest powszechniejsza niż jednoosobowa. bo oczywiście maćkowy norweski również językiem jest (i tego w żadnym momencie w wątpliwość nie poddaję) i on każdorazowo potrafi doskonale wyjaśnić, co miał na myśli.
poza tym sama z zapałem uczę się norweskiego, zakupiłam słowniczek, ćwiczenia, i wczoraj w pociągu na zmianę wkuwałam i ćwiczyłam oraz czytałam norweski kryminał (wciąż jeszcze po polsku, ale już niedługo...). Odkrywanie kolejnych podobieństw do języka angielskiego i norweskiego jest dla mnie zdecydowanie źródłem radości i satysfakcji. oraz daje nadzieję... :)
i z tą nadzieją życzę dobrej nocy z Gorzowa Wielkopolskiego
(Falubaz!!!) ;)
PS: mam taką teorię, że wszystkie rejestracje w tym regionie, rozpoczynające się od litery "f" to w rzeczywistości wynik lobbingu zielonogórskiego klubu oraz lokowanie produktu, tak dyskretne, że podprogowe. Falubaz!!!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJako Zielonogórzanka pragnę poprawić Szanowną Blogerkę: Falubaz! ;-)
OdpowiedzUsuń