poniedziałek, 11 listopada 2013

zaczyna się - cd.

posty "zaczyna się" miały dotyczyć językowych umiejętności Maćkowiaka. 

a on wczoraj znienacka zaczął pisać literki, i ja już po prostu nie nadążam. zwłaszcza, że literki pisze na zmianę polskie i norweskie oraz czyta od prawej do lewej :)

oto próbka

wszystko na małych karteczkach, bo to wiadomości dla Taty, każda wycinana z tajemniczego powodu. 

wracając do języka norweskiego jednakowoż, przedszkolny opiekun donosi, że ostatnio na zajęciach językowych idealnie wymówione zostały imiona wszystkich dzieci, co również na pamięciowe osiągnięcia wskazuje. co chwilę jakieś wrzutki, co znaczy takie czy inne słowo. musimy się ostro wziąć do roboty, żeby nie wprowadzać w błąd dziecka, ostatnie loty nad Bałtykiem spowodowały, że norweski zarzucony kompletnie. to też powoduje, że chętnie przysiadam w przedszkolu, żeby trochę posłuchać.
dodatkowo gra z angielskimi słówkami, nadesłana przez jedną z babć, zyskała zainteresowanie wielkie - wygląda na to, że Maciek w trzech językach będzie nadawał na dobry początek :) wróżę mu międzynarodową karierę (definicja "kariery" szeroka na maxa oczywiście).

dzisiaj przymrozek, więc ryzyko pobrudzenia przedszkolnego będzie mniejsze, co już stanowi spełnienie mojego ostatniego życzenia o zmrożeniu błota. a norweskie dziecko wygląda tak: 


zwracam uwagę na odblaski - tutaj chyba w ogóle nie produkuje się dziecięcych ubrań bez elementów odblaskowych - proste, prawda? oraz dorośli odblaski również noszą - również ja nabyłam w drodze kupna trzy giętkie "linijki", które zgrabnie zawijają się na rękawie. bo już z przedszkola wracamy w mroku, drogą bez chodnika. 
o czym jeszcze pomyśleli producenci? o miejscu na podpisanie ubrania - jest prawie wszędzie: na kurtce, spodniach, rękawiczkach, w plecaku, czapce. nie trzeba wyszywać inicjałów ani rozstrzygać dylematu "wyciąć metkę, żeby nie drapała? czy zostawić metkę, żeby umieścić na niej podpis?"
spodnie widoczne na zdjęciu oprócz dodatkowej nogawki na gumce mają jeszcze jakieś zmyślne haczyki, które odkryłam dzisiaj, kiedy zaczepiły się o rzepy w butach. nooo, w tej sytuacji przedostanie się śniegu do wnętrza odzieży jest znacznie utrudnione.

co u nas jeszcze? planujemy zmianę mieszkania, rozstanie z koleżkami, wystarczy tej komuny, wracamy do tradycyjnej definicji rodziny :) wczoraj oglądaliśmy mieszkanie, które jest naprzeciwko przedszkola (WIELKA ZALETA), ale kuchnia przechodnia, jakby w przedpokoju (WIELKA WADA). oprócz wewnętrznego rozdarcia jest także fakt, że bierzemy udział w castingu i to jest frustrujące dość... 

zasięg zmiany ograniczony, bo postanowienie silne, że przedszkole zostanie TO SAMO, zmian w życiu nasz czterolatek-jak-on-urósł miał aż nadto. auta nie ma, więc musi być blisko (już wizja dowleczenia się z przystanku metra tudzież autobusowego przyprawia mnie o zawroty głowy - zima wkrótce, droga pod górkę, Maciek jest piechurem, który najbardziej na świecie ceni sobie własne, wewnętrzne tempo; ja z kolei nie jestem w stanie nosić go na ramionach dłużej niż kilka minut). poza tym chcemy zostać blisko lasu, blisko jeziora, lubimy nasze przedmieścia. 

ehhh, dylematy...
zobaczymy, jak się ułoży, będę donosić uprzejmie oczywiście. 

a teraz biegnę świętować Dzień Niepodległości w IKEI - może w końcu uda się z tym biurkiem :) to będize moja niepodległość, bo czasem pracuję na przykład tak:



no to pa!

2 komentarze:

  1. Z tymi ubraniami to nie tylko w Norwegii, w Ojczyźnie też spokojnie można takie kupić. I podpisać potem. Trochę żal to robić, bo przecież drugie dziecko będzie nosić, a nazywa się inaczej... Ale można :)

    OdpowiedzUsuń