piątek, 23 sierpnia 2013

jest przedszkole! są urzędy :(

uffff...
wizja rocznego oczekiwania na miejsce w przedszkolu została zażegnana.
dostaliśmy list, a w nim info, że Maciek otrzymał miejsce w przedszkolu :) i od 3 września może zacząć. A ja zacznę nowe życie, w którym praca zawodowa wydarza się w godzinach innych niż nocne, zawodowe wyjazdy do Polski wydarzają się bez czterolatka-jak-on-urósł, a teksty "pobaw się ze mną" trafiają w inne uszy. mamy taką wizję, że teraz to my popołudniami będziemy błagać "Maciek, pobaw się ze mną", a on powie "nie chce mi się, już się dzisiaj tyyyyle bawiłem, muszę odpocząć" :)

tymczasem próbuję uporać się z kwitkami i załącznikami, rozkminiam różnice między zeznaniem podatkowym oraz rozliczeniem podatkowym (bo takie papiery składa się do gminy w celu ustalenia wysokości opłat za przedszkole). 

kilka godzin później...
kolejne spotkanie z urzędami norweskimi. miejsce w przedszkolu potwierdzone, rozliczenie podatkowe może być złożone w terminie późniejszym, bo jeszcze go nie przysłano nam, wszystko ok.

a przy okazji wizyta w urzędzie pracy, gdzie potwierdza się plotka przekazana mi przez sąsiadkę z dzielnicy zapoznaną przypadkiem - nie jestem zarejestrowana w urzędzie pracy, ponieważ nie wysyłam co dwa tygodnie jakiejś "meldekort"! nie wysyłam nie dlatego, że jestem głupia, że jestem leniwą Polką, że jestem złośliwa. po prostu nikt mi o tym nie powiedziała przy rejestracji, że mam jakiś obowiązek co dwa tygodnie (to - z tego, co rozumiem, potwierdzenie zdolności do pracy czy zainteresowania tą pracą właśnie). kolejny raz zmieliłam przekleństwa, wyraziłam zdziwienie i poszłam dalej. zgłosiłam także swoje zainteresowanie kursem dla Polek i Polaków - kolejny zaczyna się 28 października, co odpowiada mi baaaardzo. pani mnie zapisała, choć z informacją, że na całe Oslo jest 25 miejsc, i że większe szanse mają osoby, które już pracowały w Norge i teraz są bezrobotne, korzystają z zasiłku. no zobaczymy, czekam. bo to niestety jedyny kurs dla osób, które nie władają językiem norweskim. choć sytuacja, w której dziecko jest w przedszkolu, daje jakieś widoki na zmianę tej sytuacji. 

udało mi się załatwić jeszcze jedną sprawę - prawdopodobnie - to jest zasiłek na dziecko. w tym kraju każde dziecko co miesiąc otrzymuje od państwa ok. 1000 koron. pieniądz przysługuje również dziecku mieszkającemu za granicą, więc jeszcze w ubiegłym roku mieszkający tutaj Pan Tato złożył taki wniosek. w lutym strona norweska zwróciła się do polskiej o wypełnienie formularza, dzięki któremu unika się podwójnego wspierania - czyli zasiłku na to samo dziecko w różnych krajach. w kwietniu Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej Woj. Śląskiego napisał do mnie i kazał mi złożyć masę kwitów (np. uwierzytelnioną kopię dowodu osobistego, akt małżeństwa, akt urodzenia dziecka, potwierdzenie wspólnego zameldowania, zaświadczenia z ZUSu, skarbówki, ewidencji działalności gospodarczych, a także z OPS o niepobieraniu zasiłku). w maju okazało się, że poczta zgubiła list z ZUSu, więc gromadzenie tych dokumentów zajęło miesiąc, a nie tydzień. W lipcu przez telefon dowiedziałam się, że jako osoba zameldowana w innym mieście na stałe, w innym tymczasowo powinnam udać się do dwóch ośrodków pomocy społecznej po stosowne zaświadczenia, że nie pobieram (i nigdy nie pobierałam) zasiłku na dziecko. pani z ROPS powiedziała, że już oni się sami zwrócą do drugiego OPS (zwłaszcza, że ja nie dostałam takiej informacji, że czegoś brakuje), no i wczoraj dowiedziałam się, że mimo tego, że jest koniec sierpnia, strona polska nadal nie wypluła z siebie żadnej odpowiedzi (dowiedziałam się od strony norweskiej, bo "na polską stronę" znowu nie mogę się dodzwonić). a możnaby sądzić, że w dobie komputeryzacji jedna urzędniczka/urzędnik w Katowicach jest w stanie sprawdzić, czy osoba mieszkająca w Gliwicach i Zabrzu pobierała kasę i taką odpowiedź wypluć do Norwegii w ciągu dwóch dni... ale nieee, po co. dodam jeszcze, że od kwietnia ani razu nie udało mi się dodzwonić do osoby, która rzekomo prowadzi moją sprawę, na wskazany numer wewnętrzny. dzwoniłam na różne inne, rozmawiałam z kilkoma innymi osobami, zapisywałam nazwiska, a skuteczność zerowa. 

urzędnik norweski bardzo ucieszył się, że nasza rodzina w międzyczasie zdołała przeprowadzić się do Norwegii i zarejestrować w tym kraju, ponieważ to prawdopodobnie oznacza, że w końcu zasiłek otrzymamy, miejmy nadzieję, że również zaległy. 

żebym nie nudziła się zbytnio, konieczna jest jeszcze wizyta w urzędzie imigracyjnym, gdzie pod koniec czerwca Maciek został zarejestrowany i w ciągu dwóch tygodni powinien otrzymać list z numerem personalnym. właśnie mijają dwa miesiące...

a gdyby tak każda/y wykonywał swoją pracę na 100%...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz