piątek, 23 sierpnia 2013

norweski przedszkolarz

ha!
dzięki norweskiemu systemowi edukacji przedszkolnej wraca do mnie pytanie o to, jak nazywać mężczyznę pracującego w zawodzie nauczyciela przedszkola, skoro kobiety nazywamy przedkolankami. abstrahując od tego, jaka część tych kobiet życzy sobie takiego nazewnictwa (moje skromne badania terenowe wskazują, że zdania są absolutnie podzielone), wracam do tzw. meritumu. wielokrotnie bowiem przekonywano mnie, że słowo "przedszkolanka" stanowi niezbity dowód na to, że jest to zawód dla kobiet... no bo jak nazwać mężczyznę? "przedszkolakiem"? przecież to dziecko! "przedszkolanek"? śmieszne i groteskowe. podobnie jak śmieszny i groteskowy wydaje się wielu mężczyzna zainteresowany pracą z dziećmi (o ile oczywiście nie jest... cośtam, cośtam). odpowiadając, osobiście lansuję słowo "przedszkolarz" (analogicznie do "pielęgniarka" - "pielęgniarz") i z takim oto przedszkolarzem miałam dzisiaj do czynienia.

poszliśmy z Maćkiem na rekonesans do placówki - mnóstwo dzieci biegających i skaczących po skałach, oraz nauczyciel - mężczyzna, który nas poinformował, oprowadził, pokazał inne polskie dzieci, za którymi wołał "Timek!" oraz "Jeremi!". Przedszkolarz wiedział, co mówi, dzieci przed nim nie uciekały, wszyscy byli zadowoleni. Przedszkolarzy zresztą widuję tutaj regularnie (dzieci wyprowadzane są na rozliczne wycieczki w przestrzeń publiczną) i to jest extra :)

polskich dzieci podobno jest trochę w tym naszym przedszkolu, choć zabawna sytuacja, bo pierwsze na polskie zagajenie odwróciło się na pięcie i odeszło, a wspomniane bliźniaki też niekoniecznie były zainteresowany kontaktem z językiem polskim (choć w przedszkolu są tylko tydzień) - jeden pitnął w krzaki, drugi siedział i nic nie mówił. przedszkolarz skomentował, że dzieci w przedszkolu niekoniecznie są chętne, żeby używać języka ojczystego, co widać było na załączonym obrazku.

za to Maciek miał luz na wszystko - przez 2 minuty trzymał się moich spodni - widocznie wybrałam zbyt szerokie - a potem nie wytrzymał nerwowo i zaczął po kamieniach biegać oraz był głęboko rozczarowany, że musimy iść i że to nie jest jeszcze ten moment, kiedy przedszkole będzie stałym elementem życia. mam nadzieję, że to dobra wróżba i adaptacja nastąpi szybciutko. 

osobiście odliczam dni :)

dodam jeszcze, że Maciek dostał miejsce w przedszkolu, do którego trafiliśmy podczas jednego z zimowych spacerów, w którym ok. 30% dzieci należy do mniejszości narodowych i etnicznych, co cieszy. i dyrektorka mówiła mi wówczas, że przedszkole jest przygotowane do pracy z dziećmi, które nie mówią po norwesku, co cieszy jeszcze bardziej, bo Maciek nadaje dwa zdania. ale niebawem planuję się od niego uczyć ja :D

eh, cudownieee...

2 komentarze:

  1. Może być i przedszkolarz, acz osobiście stosuję formę: przedszkolanin. :-)
    A propos ról niestereotypowych: od pewnego czasu postuluję użycie słowa: (ta) kierowca,
    tak jak (ta) sędzia i (ta) sługa Boża. Co Ty na to?
    Pozdrawiam,
    Elżbieta
    (anonimem zostałam mimo woli, bo nie mam konta Google)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przypomniało mi się dzisiaj, że zapomniałam odpisać na komentarz, proszę o wybaczenie. Przedszkolanin - bardzo mi się podoba :) w tę stronę nigdy nie pomyślałam. co do tej kierowcy, spotkałam się już z takim pomysłem i faktycznie per analogia do sędzi i sługi Bożej - brzmi logicznie. choć ja na razie mam problem z zastosowaniem, częściej kierowczyni mi pobrzmiewa w ustach :) pozdrawiam
      PS: a czy my się znamy, Elżbieto? anonimowa mimo woli?

      Usuń