czwartek, 29 sierpnia 2013

życie codzienne

mnóstwo się u nas dzieje teraz, wakacje się kończą, faza szoku kulturowego chyba też, ledwo się ogarniam...

1. drugi kontakt z przedszkolem 
czterolatek-jak-on-urósł natychmiast znalazł w swojej przyszłej sali parazaurolofa oraz krowy i krokodyle, w międzyczasie wypowiedział jedno z dwóch zdań, które zna po norwesku, czyli "Jeg heter Maciek", za to kompletnie nie przeszkadzało mu, że Lisbeth i Lotte nawijają do niego w tym języku. 
o przedszkolu wiemy, że: 
- Maciek będzie w grupie żółtej, 
- na każdy dzień tygodnia przypadają inne zajęcia (np. basenowanie albo gotowanie), 
- Maciek będzie miał dwie szafki, na każdej swoje zdjęcie,
- w grupie 27 dzieci i 4 opiekunek/opiekunów,
- dzieci w przedszkolu jedzą zdrowo i z ograniczaniem cukru, tzn. żadnych dżemów, nutelli oraz ciast urodzinowych, urodzinowe owoce - proszę uprzejmie,
- przedszkole otwarte jest w godzinach 7:30-17:00,
- dziecko ma zapewniony w przedszkolu posiłek w porze lunchu (choć bynajmniej nie jest to żadna polska zupa i polskie drugie danie), na śniadanie i popołudnie musi dostać matpakke, czyli pudełeczko pełne cudów,
- gmina płaci za 20 godzin pobytu w przedszkolu (4- i 5-latkom), żeby dziecko dobrze nauczyło się języka przed wyruszeniem do szkoły,
- wprowadzenie dziecka do przedszkola to kilka dni, kiedy jestem z nim, a potem pomału się wycofuję oraz żegnam, w zależności od reakcji. Tu przypomina mi się cytat z jednego z zabrzańskich przedszkoli, który ostatnio zamieściła G. "lepiej, gdy do przedszkola przyprowadza rodzic mniej emocjonalnie związany z dzieckiem (często jest to tata)" - nie wiem jeszcze, czy w Norge to zwyczajowe wprowadzanie dzieci do instytucji, czy to dotyczy dziecka "dochodzącego" albo z mniejszości narodowej - ale pamiętam polskie "proszę się szybko pożegnać i wyjść", albo "proszę nie wchodzić na górę, bo dzieci płaczą, kiedy widzą innych rodziców" i zastanawiam się, dla kogo takie rozwiązania są wygodne, a dla kogo bezpieczne emocjonalnie. 

Maciek, kiedy dowiedział się, że musi jeszcze raz opuścić przedszkole po kilkunastu minutach, bardzo się zezłościł i posmutniał, i wszystko naraz, zasadniczo duża frustracja i rozczarowanie. z tej złości poszedł w długą, w las, i jakieś 20 minut był zanurzony w sobie. mam nadzieję, że to dobrze wróży, jeśli chodzi radość ze spędzania czasu w przedszkolu :)

2. pierwszy kontakt z norweską służbą zdrowia
w związku z tym, że podczas pobytu w Polsce, w ramach święta państwowego, w okolicznościach zaskakujących, nabyłam 3 szwy na brodzie, musiałam się ich po 10 dniach pozbyć. więc wreszcie dotarłam do Legesenter i przyjęłam wsparcie dwóch pielęgniarek, mówiących po angielsku oczywiście. wsparcie było płatne, tak jest zresztą z każdą wizytą u lekarza tutaj - zdjęcie szwów to 126 koron (60 zł w przeliczeniu, ale w relacji do zarobków byłby to wydatek rzędu 13 zł), każda wizyta to ok. 150-200 koron, przy czym płacenie kończy się w takim momencie roku, w którym wydatki na wizyty przekroczą 2000 koron. bezpłatne są wizyty lekarskie dla dzieci oraz wizyty związane z ciążą. tutaj kolejna duża różnica - bardzo utrudniony dostęp do ginekologa - prowadzeniem ciąży, opieką ginekologiczną zajmują się lekarze pierwszego kontaktu. poza tym znacznie mniej wykonuje się tu badań - krwi, USG - w trakcie ciąży. co daje mi dużo rozkmin (nie, nie jestem w ciąży :) ) na temat różnic kulturowych w podejściu do zdrowia, na temat tego, czego jestem nauczona, czego potrzebuję (albo myślę, że potrzebuję). ciekawe.

3. urzędy
dwa miesiące temu pisałam, że młody zarejestrowany w końcu. jednak przez te dwa miesiące nie nadszedł zwyczajowy list z numerem personalnym. w końcu udaliśmy się do urzędu imigracyjnego, żeby sprawdzić, dlaczego. okazało się, że po rejestracji dziecka nie ma śladu, i mimo tego, że mamy potwierdzenie, nie ma go w systemie. trwa dyskusja, czy byliśmy w jednym okienku, czy w dwóch, oraz kto nas odesłał/a albo nie (bo ja byłam w dwóch okienkach, ale w drugim w sprawach podatkowych, które dziecka na razie nie dotyczą, i też pamiętam precyzyjne przekierowanie do drugiego okienka. przy rejestracji Maćka uśmiechnięty pan powiedział "that's all" i tego akurat jestem pewna). tak czy inaczej, jutro ponownie wycieczka do urzędu, ponowne okazanie dziecka i rejestracja (tfu, tfu, odpluć, odpukać). śmiech na sali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz