piątek, 2 sierpnia 2013

trochę o urzędach

im więcej historii o urzędach NAV (czyli tutejszych urzędach pracy), tym bardziej moje przerażenie rośnie...

padłam ofiarą stereotypu, przysięgam. uznałam, że takie porządne państwo jak Norwegia, pewnie jak inne państwa skandynawskie, ma w urzedach porządek, działanie dla dobra obywatelek i obywateli wpisane w misję/umysł/krew. a tu guzik, i to z całkiem pokaźną pętelką...

Każdy NAV to państwo w państwie.
Chodziłam tam co tydzień, wszystko trzeba wychodzić.
Załatwiałam moje rzeczy w trzech różnych NAVach, podawali sprzeczne informacje.
Najlepiej iść z wydrukiem ze strony, bo czasem twierdzą, że nie ma takich czy innych świadczeń.
Podobno mają zalecenie, żeby "zlewać" takich, jak my.

jakkolwiek nieprawdopodobnie to brzmi oraz jakkolwiek długo broniłabym się przed takimi opiniami, ich spójność ze strony różnych osób jest powalająca.

dzisiaj dowiedziałam się, że w NAVie są kursy poszukiwania pracy dla Polek/Polaków. od koleżanki poznanej wczoraj się dowiedziałam. nikt w trakcie rejestracji nie zająknął się na ten temat (a kursy połączone z nauką języka, płatnymi praktykami, dedykowane tej konkretnej mniejszości). a tu proszę, jakie rewelacje...

Jobbsøkerkurs for polskspråklige

potem jeszcze koleżanka zapytała, czy oczywiście wysyłam jakieś "meldung kortet" co dwa tygodnie, żeby aktualizować swoją rejestrację. oczywiście nie wysyłam, bo pierwsze słyszę... aktualizowałam datę swojej rejestracji przez neta, dostaję oferty, ale żeby cokolwiek do nich co dwa tygodnie - co to, to nie.
sprawdzę w poniedziałek, ale jeżeli okaże się, że znowu "zapomnieli" powiedzieć, uwierzę we wszystko. 

bardzo to jest smutne, tak generalnie. bardzo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz